Recenzja Kamp! "Orneta": Polska w tropikach
Tomek Doksa
Nowa płyta Kamp! jest dokładnie taka, jak jej tytuł. Egzotyczna, nieco tajemnicza, a jednak polska.
Wytwórnia Brennnessel wylicza w notce do "Ornety", że trzy lata jakie minęły od wydania pierwszej płyty Kamp!, zespół poświęcił na mniejsze wydawnictwa, remiksy i setki koncertów. Czyli że czasu nie marnował. Ale faktem jest również, że następcy znakomitego debiutu - zwłaszcza po wspomnianych występach live, na których młode trio rozkręcało się coraz bardziej - wyczekiwano z wielkim utęsknieniem nie tylko w gronie największych fanów. W branży nazwy Kamp! zaczęto w końcu używać zamiennie z terminem "największy towar eksportowy", dlatego jego nowych propozycji niecierpliwie wypatrywali miłośnicy dobrej elektroniki w ogóle, oczekujący po łódzkiej załodze równie światowo brzmiącego materiału, co tytuły jej utworów.
No i się doczekali. Płyty, która zaskakuje od pierwszych i nie pozwala się nudzić do ostatnich dźwięków. Płyty fascynującej już od samej okładki, która przy okazji świetnie oddaje zawartość materiału - niejednoznacznego i egzotycznego, mimo że wciąż nagrywanego w częściej szarej niż kolorowej Polsce.
Podobnie jak sam tytuł, który choć wyciągnięty z warmińsko-mazurskiego może budzić zamorskie skojarzenia, tak muzyka na "Ornecie" uderza różnorodnością i zmienną dramaturgią, niczym wakacyjna wyprawa w tropiki. Muzycy pięknie opisywali w jednym z wywiadów, skąd wzięli pomysły na takie numery i jaki jest ich kontekst, ale szczerze polecam słuchanie tego albumu bez ładowania do głowy dodatkowej treści. Kamp! sam się postarał, żeby pomimo wyraźnej wielowątkowości nowa muzyka nie przytłaczała formą, a najważniejsze były w niej te podstawowe emocje - radość, smutek, zaskoczenie.
Dlatego każdy z was "Ornetę" odbierze inaczej, w tych mniej przebojowych niż na debiucie, ale jak dla mnie bardziej finezyjnych i działających na wyobraźnię melodiach, odnajdzie soundtrack do ulubionych codziennych zajęć. Byle tylko posiadał dobry sprzęt w domu, bo jedyny problem, jaki mam z tą płytą to metoda odbioru nowych nagrań. Najlepiej bowiem przyswajać je na słuchawkach, krążkowi puszczonemu na przeciętnych, domowych głośnikach niestety wiele umyka. Trochę szkoda, w końcu to przede wszystkim muzyka użytkowa, a jednak żeby czerpać z niej zamierzoną przyjemność, trzeba się odciąć od otoczenia i mocniej w nią wsłuchać. Choć oczywiście ten wysiłek wam się opłaci.
Kamp! "Orneta", Brennnessel Records
8/10