Recenzja Eric Clapton "I Still Do": Nadal, tylko po co?

Paweł Waliński

"Każdy ma jakiegoś bzika/każdy jakieś hobby ma."/Clapton lubi pograć bluesa/aż do znudzenia.

Eric Clapton wybrał bezpieczeństwo
Eric Clapton wybrał bezpieczeństwo 

Claptona jest za co szanować, oczywista sprawa. Yardbirds, Mayall, Cream (!), Blind Faith, Derek and the Dominos. Gorzej było od kiedy zaczął karierę solową, która w stosunku do rzeczy, które nagrywał z wyżej wymienionymi formacjami... Żeby nie urazić fanów artysty odpuszczę sobie barwną metaforę. Zbyt to wszystko było wydelikacone, wycyzelowane. Dodajmy, że od "Back Home" (2005), pomijając pojedyncze kompozycje własne, nagrywał wyłącznie covery i wydawał materiały koncertowe i kompilacje. Jak mało po kim, po Claptonie widać było muzyczny proces starzenia się. Ów słychać też na jego najnowszej płycie, gdzie jak można było przypuszczać, własne kompozycje Claptona są zaledwie dwie.

Na "I Still Do" po raz pierwszy od czterdziestu lat w roli producenta pojawia się Glyn Johns, z którym Clapton nagrał swój chyba najbardziej udany materiał solowy, czyli "Slowhand" (1977). Kiedy pojawiają się takie muzyczne comebacki, fani naturalnie ekscytują się i oczekują jeżeli nie nowej jakości, to przynajmniej powrotu do poziomu uwielbianych klasycznych nagrań. Nic z tego. Nuda, jaką epatuje "I Still Do" przyprawiłaby o nostalgię nawet psa Muttleya ze znanej ongiś kreskówki Hanna & Barbera. Rozumiem, że blues ma swoje formalne ograniczenia, ale trudno bronić się przed sądem, że albo miłość Claptona dla owego gatunku jest czysta i szczera, a zarazem skrajnie patologiczna, albo że muzyk jest tak kompletnie wyprany z jakichkolwiek pomysłów, że jedyne, co mu pozostało, to trzymać się dobrze ogrzanego siedzonka, aby wilka przypadkiem nie dostać na stare lata.

Eric ClaptonLarry BusaccaGetty Images

Oczywiście ciężko odmówić Claptonowi umiejętności. W swojej kategorii to nadal wyśmienity muzyk, który jak mało kto czuje własne klimaty. Wokalnie tuzem nigdy nie był, ale na tym poletku też jest przyzwoicie. Wspiera go dodatkowo taka armia fachowców i znanych w gatunkowej niszy nazwisk, że bez sensu ich tu tylu wymieniać. Produkcja świetna. Wszystko teoretycznie gra.

Tylko, że to materiał tylko i wyłącznie dla fanów, czy wręcz psychofanów artysty. Przeciętny zjadacz chleba nie ma tu czego szukać, zanudzi się śmiertelnie, złapie artretyzm, a na twarz wyjdą mu starcze plamy wątrobowe. A nie jest to kwestia wieku, o czym przekonuje choćby tegoroczne, czerpiące z podobnych źródeł, a udane nagranie Eltona Johna. Cytując klasyka: "Eriku Claptonie i zespole, nie idźcie tą drogą". Bo mnożenie wtórnych, brzmiących jak jedna, rozciągnięta na dwadzieścia lat kariery, piosenek nie jest ani fajne, ani szczególnej chluby nie przynosi.

Eric Clapton "I Still Do", Universal

4/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas