Reklama

Recenzja Editors "Violence": Na huśtawce

Szósty album Editors brzmi dość eklektycznie, jak na ich dotychczasowe standardy. "Violence" nosi w sobie wiele barw, w większości ciemnawych, mętnych, niejednolitych i kompozycji czasem lekko przekombinowanych.

Szósty album Editors brzmi dość eklektycznie, jak na ich dotychczasowe standardy. "Violence" nosi w sobie wiele barw, w większości ciemnawych, mętnych, niejednolitych i kompozycji czasem lekko przekombinowanych.
Okładka płyty "Violence" Editors /

"Więc gdy jest elektronicznie, jest bardzo elektronicznie". A to za sprawą Benjamina Johna Powera, znanego jako Blanck Mass. Wsparł on elektroniczną część najnowszego albumu zespołu Editors. Za resztę odpowiada zespół oraz Leo Abrahamsa w roli producenta.

Po szybkim prześledzeniu tytułów wiesz, że ciężko będzie pozbyć się ponurego nastroju. "Nothingness", "Darkness at the Door" czy "No Sound But the Wind" zwiastują raczej mroczniejszy klimat, a nie przebojowe rockowe kawałki, które jak, przekonujemy się chwilę później, wypełniają część albumu "Violence".

Reklama

Grupa Editors chyba zapracowała już na wyciągnięcie z szuflady zespołów brzmiących jak Joy Division wannabies, na co zasłużyli pierwszymi albumami ("The Back Room", 2005 r., "An End Has a Start", 2007 r.). Chociaż kto wie, być może właśnie w takim kierunku poszedłby Ian Curtis i spółka - więcej ciężkiej elektroniki, mocne basy i jeszcze potężniejsze syntezatory.

A propos udziału basów na płycie "Violence" - te pięknie wkomponowały się w tytułowy singel. Utwór przeobraża się w syntezatorowe szaleństwo, przybliżające twórczość zespołu do dark wave'u, oddalając od prostego indie rocka. To jeden z ciekawszych momentów, tych z serii przekraczających granice dotychczas respektowane przez grupę. Tu naprawdę czuć silną rękę wspomnianego Powera. Później bywa różnie - na przykład w "Darkness at the Door" mamy do czynienia z marszowym, energicznym pop rockowym przebojem, takim, jakie znamy już z twórczości Editors; ballada "No Sound but the Wind" to również rejony muzyczne bliskie kwintetowi z Birmingham.

Mocne wejście w "Counting Spooks" przenosi z kolei w mocno patetyczne tony, których bardzo nie lubię w muzyce Editors. Rzadkie, acz potężne klawiszowe akordy, podniosłe chóry - dobrze, że ten moment wydarza się pod koniec odsłuchu, bo mógłby mnie skutecznie odstraszyć. I dobrze, że piosenka od drugiej połowy zmienia się diametralnie - z bardzo słabego numeru w całkiem niezły taneczny kawałek.

Taki zresztą jest cały "Violence" - dużo tu sprzeczności, nagłych zmian, dziwnych zestawień. Na pewno jest to najodważniejsza propozycja od czasu "In This Light and on This Evening", kiedy to panowie zaczęli zaprzyjaźniać się z syntezatorami. Nie jestem pewna, czy odpowiada mi ta huśtawka. Może lepiej byłoby trzymać się jednej linii, na przykład tej bardzo elektronicznej, i podążać nią konsekwentnie, bez niepotrzebnych skoków w bok.

Editors "Violence", Mystic

6/10

PS Editors zagrają 4 kwietnia w Warszawie (Progresja) i 5 kwietnia w Krakowie (Studio).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Editors | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy