Recenzja Bonobo "Migration": Dźwięki migracji
Iśka Marchwica
"Gdzie jest dom?" - zastanawia się Simon Green aka Bonobo - "Tam gdzie mieszkasz, tam, skąd pochodzisz?". Odpowiedzi na to pytanie szuka na płycie "Migration", która powstała w drodze, w obserwacji, w różnych miejscach i ludziach. W swoim najnowszym materiale, Bonobo poszukuje odpowiedzi na to, kim jesteśmy i czym są nasze migracje. "Osoba razem ze swoimi wpływami i światem przenosi się w inne miejsce, tam zaszczepiając siebie i tym samym trochę zmieniając to miejsce" - tłumaczy Bonobo. Być może dlatego "Migration" jest tak szerokie, przestrzenne i uwalniające.
Każda premiera nowej płyty Bonobo jest wielkim wydarzeniem w świecie muzycznym, bo Simon Green zawsze stawia bardziej na jakość niż na ilość. I na "Migration" po raz kolejny przekonuje swoich słuchaczy, że warto na niego czekać. Czy będą to trzy lata, jak od ostatniej płyty "The North Borders", czy trzydzieści, to bez znaczenia. Warto, bo zawsze dostajemy produkt najwyższej jakości. Z prasowego opisu wydawnictwa dowiadujemy się, że Bonobo większość materiału skomponował podczas trasy koncertowej. Na płycie daje upust swojej fascynacji zdolnością muzyki do przemieszczania się między najbardziej odległymi krańcami świata.
Bonobo nie tylko zwrócił uwagę na to, gdzie poszczególne partie jego płyty zostały nagrane, jakie otoczenie wpłynęło na kolejny element tej muzycznej układanki, ale też na to, skąd dany muzyk pochodzi, jak jego pochodzenie wpływa na to, co przekazuje. I tak Michael Milosh z kanadyjsko-kalifornijskiej grupy Rhye swoje eteryczne, utkane niczym z delikatnego materiału wokale do "Break Apart" nagrywał w Berlinie, w hotelowym pokoju.
W podobny trans wprowadza nas Nicole Miglis z Hundred Waters z Florydy. W jej głosie niemal słychać zachody słońca nad szerokimi przestrzeniami oceanu i równocześnie - beztroską zabawę na plaży w rytm klubowej muzyki. "Migration" to jednak nie tylko brzmienia amerykańskie, to także nawiązanie do świata odległego, kultur, których nie znamy, a które coraz częściej stapiają się z nami poprzez zjawisko migracji właśnie. Na "Grains" absolutny fenomen world music, głos folku i amerykańskiego protest-songu, Pete Seeger, użycza swojego wokalu dla niepowtarzalnej tkanki, właściwie bardziej wokalnej struktury niż głosu wokalnego. Bonobo na podstawie krótkiego motywu buduje kompozycję tak mięsistą w wyrazie, że niemal namacalną, w której każdy dodatkowy dźwięk, dochodzący z oddali rytm, czy wyłaniające się znikąd dźwięki skrzypiec, zdają się rozchylać przed słuchaczem kotary okna na świat.
Podobnie oszałamiające wrażenie robi "Bambro Koyo Ganda", oparte na pulsującym nierównym rytmie, do którego Bonobo, z wprawą kulinarnego mistrza, dodał taneczne sample śpiewów marokańskiej grupy Innvo Gnava, działającej na stałe w żyjącym szybko i nie znoszącym niepewności Nowym Jorku. Swój geniusz i muzyczne wysmakowanie Bonobo ujawnił też w mieniącej się wieloma barwami "Kerali" - rozpoczynający się od delikatnych ni-to-afrykańskich brzmień utwór zbudowany został wokół sampli r'n'b, które na miękkim regularnym podkładzie nabrały nowego, transującego charakteru.
"Migration" to album zróżnicowany tak bardzo jak współczesny świat. Świat, w którym każdego dnia miasta zmieniają się, falują i rozwijają. To zupełnie inna twarz tego doświadczonego i wyjątkowo świadomego DJ-a. Bonobo pokazał nam się z bardziej uważnej, niezwykle emocjonalnej strony. Nie boi się zadawać pytań, przedstawiać swoich wątpliwości dotyczących kondycji naszego człowieczeństwa, współegzystowania. A że zadaje te pytania wyłącznie dźwiękami, pulsem, piosenkowymi wokalami, które - jak w "No Reason" z Nickiem Murphym - potrafią wzruszyć i zmusić do działania jednocześnie, to dowodzi jedynie muzycznego geniuszu Greena.
Bonobo "Migration", Ninja Tune / No Paper Records
9/10