Reklama

Recenzja Alicja Majewska "Wszystko może się stać": Od Kopydłowa do Krakowa

Z perypetiami mieszkańców wsi Kopydłowo, które przedstawiał program "Spotkanie z Balladą" ani Alicja Majewska, ani Włodzimierz Korcz nie mają wiele wspólnego. A jednak sporo piosenek z najnowszej płyty jednej z najważniejszych polskich artystek, w jakiś sposób nawiązuje do tej biesiadno-kabaretowej stylistyki. Wizja bujającej się w takt prostej melodii publiczności, poubieranej w peleryny i świecące różki, znika na szczęście przy kilku przepięknych kompozycjach. Perełki takie, jak "Mimo to" przywracają wiarę w duet Majewska-Korcz.

Z perypetiami mieszkańców wsi Kopydłowo, które przedstawiał program "Spotkanie z Balladą" ani Alicja Majewska, ani Włodzimierz Korcz nie mają wiele wspólnego. A jednak sporo piosenek z najnowszej płyty jednej z najważniejszych polskich artystek, w jakiś sposób nawiązuje do tej biesiadno-kabaretowej stylistyki. Wizja bujającej się w takt prostej melodii publiczności, poubieranej w peleryny i świecące różki, znika na szczęście przy kilku przepięknych kompozycjach. Perełki takie, jak "Mimo to" przywracają wiarę w duet Majewska-Korcz.
Alicja Majewska na okładce płyty "Wszystko może się stać" /

Włodzimierz Korcz jest dla mnie kompozytorem zagadkowym. Świetny pianista, doskonały aranżer, z godnym pozazdroszczenia wyczuciem stylu, porusza się w dwóch światach jednocześnie. Ciężko uwierzyć, że autor takich przebojów, jak "Gdzie ci mężczyźni", "Moja miłość największa" i "Nie chcę więcej" (piosenki-wizytówki Michała Bajora), "Och życie, kocham cię nad życie" (w niedoścignionym wykonaniu Edyty Geppert), czy "Być kobietą" (znak rozpoznawczy Alicji Majewskiej) obsługuje zarazem muzycznie Mazurskie Biesiady Kabaretowe czy Lidzbarskie Wieczory Humoru i Satyry.

Reklama

Tę dwoistość słychać niestety w materiale, który Korcz przygotował dla Alicji Majewskiej na jej najnowszą płytę. "Po prostu przyjdź i bądź" do tekstu Tadeusza Misiaka, to stylowy walc z towarzyszeniem elektrycznej gitary, która nadaje kompozycji nieco sentymentalnego klimatu z lat 80. Obok niego znalazła się niby-satyryczna piosenka z tekstem i towarzyszeniem Artura Andrusa. Być może głos Andrusa przez lata wyśpiewywania paszkwili na rzeczywistość ze zobojętnioną miną zaczął nam się konkretnie kojarzyć i stąd problem z odbiorem "O sercu szczerozłotym". W czasie, gdy pan Artur zdaje się nieco naśmiewać z romantycznych piosenek i całego piosenkowego przemysłu ("Pan kompozytor w ferworze / sam siebie głaszcze po rękach / i cieszy się 'Mój boże, / ależ mi wyszła piosenka!'"), Majewska śpiewa z pełnym zaangażowaniem, a jej dramatyczny alt wprowadza słuchacza utworu, utrzymanego w tangowym rytmie, w konsternację.

Towarzyszy nam ona przez całą płytę, bo twórcy materiału nie mogli chyba zdecydować się, czy albumem chcą przypomnieć słuchaczom wielkie gale piosenek z lat 70. i 80. czy raczej pójść z duchem czasu, w kierunku trudniejszych, bardziej wysublimowanych i aktorskich kompozycji. Na takim rozdrożu stoi "Niech się ludzie dowiedzą" ze słowami i towarzyszeniem krakowskiego barda, Andrzeja Sikorowskiego. Piosenka, oparta na elektrycznych gitarach i refrenie z wybitnymi wpływami muzyki country, wpada w ucho dzięki świetnie wyważonej rytmice tekstu i słodko-gorzkiej harmonii. Tu Korczowi udało się, wspólnie z Sikorowskim uniknąć banału i biesiadnego stylu, który z kolei drażni w "Modlitwie króla Heroda". Ten zupełnie nijaki walczyk jest dowodem na to, że nawet tekst wybitnego poety, jakim jest Konstanty Ildefons Gałczyński, nie uratuje utworu o po prostu słabej muzyce.

Podobnie nietrafioną kompozycją jest "Realny realizm" z towarzyszeniem wyłącznie fortepianu. Tu Korcz chciał uwydatnić niby-mądry-i-życiowy tekst, ale osiągnął niestety zgoła odwrotny efekt, uwydatniając ogromne braki i podkreślając wady, jak chociażby okrutnie przewidywalne rymy, w słowach Waligórskiego. Dużo lepiej brzmią te kompozycje, w których Włodzimierz Korcz odważył się na równy, rockowy wręcz rytm, bogatą obsadę, z wykorzystaniem kwartetu smyczkowego, gitar i organów Hammonda, tak lubianych w pop-rocku lat 80. Tą właśnie zamaszystą instrumentacją wyróżniają się "Witraże marzeń", czy "Nie zamykajcie się od środka".

Jedynym prawdziwie dramatycznym utworem, o ciężarze emocjonalnym przyrównywanym do epickiego "Nie chcę więcej", jest wspomniane już "Mimo to". Tu wreszcie głos Alicji Majewskiej nabiera odpowiedniej pełni, tu Majewska przypomina o swojej wybitnie aktorskiej postawie, pokazuje swoje emocje i odkrywa się przed nami na tle fenomenalnej, bardzo indywidualnej partii kwartetu smyczkowego i delikatnego podkładu fortepianowego. To kompozycja unikatowa, która porusza do szpiku kości. Prosta, piękna i szlachetnie bolesna.

Najnowszy album Alicji Majewskiej to próba pogodzenia zupełnie skrajnych potrzeb publiczności. Włodzimierz Korcz przygotował dla Majewskiej nowe piosenki do repertuaru, z którymi będzie mogła pokazać się i na wakacyjnych "galach humoru" i na bardziej wysublimowanych koncertach, skupionych wokół piosenki aktorskiej. Czy jednak chcąc zadowolić wszystkich, Majewska nie traci swojej indywidualności? Czy łapiąc się łatwych walczykowatych melodii, nie ucieka od repertuaru trudniejszego, któremu - jestem tego pewna - podołałaby bez problemu? "Wszystko może się stać" to album bez wyraźnej linii, choć z kilkoma wpadającymi w ucho piosenkami. Na pewno jeszcze je usłyszymy - w końcu... To Majewska.

Alicja Majewska "Wszystko może się stać", Sony Music Poland

5/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Alicja Majewska | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama