Reklama

Pocztówka z Olimpu

Rotting Christ "Aealo", Season Of Mist

Posiadacze jednej z najbardziej obrazoburczych nazw na scenie metalowej poszli w etniczną konfekcję. Ze znakomitym rezultatem.

Swoją drogą to fascynujące, że zespół, który swoje pierwsze demówki popełnił jeszcze w latach 80., dopiero teraz nagrywa swoje najlepsze płyty. Poprzedni album "Theogonia" spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem i został zgodnie uznany przez fanów i krytykę za nowe otwarcie dla Greków. Jak się okazuje, wysoka dyspozycja sprzed trzech lat nie była incydentalnym wzlotem. "Aealo" bije tamtą, skądinąd bardzo udaną płytę, na głowę.

Reklama

Rotting Christ na swoim dziesiątym albumie prezentuje muzykę łatwą i przyjemną, ale na pewno nie tanią. Antyczny koncept albumu uzasadnił wykorzystanie wielu etnicznych elementów, które na szczęście nie cuchną na odległość grecką cepeliadą, ale stanowią integralną część składową nowego brzmienia zespołu. Nie ma również mowy o stylistycznym przeładowaniu, odkurzaniu zapomnianych przez Boga i ludzi instrumentów, solówkach na fletni Pana itp. Rdzeniem wciąż jest agresywny, piekielnie (nomen omen) melodyjny metal, który powinien trafić pod strzechy nie tylko zwolenników ekstremy.

W wielu fragmentach ekipa Sakisa Tolisa idzie pod ramię z wielowiekową tradycją Hellady, żeby wymienić tylko utwór tytułowy, "Demonon Vrosis" czy "dub-sag-ta-ke". Dzielnie sekunduje im w tym żeński, tradycyjny chór Pilades z Epiru, który swoje pięć minut ma w opartym tylko o partie wokalne "Nekron Iahes" - tu przed oczami staną wam okutane w czerń greckie kobiety, opłakujące poległych mężów-wojowników. Jednocześnie zespół dorzuca wiele zaskakująco współcześnie brzmiących utworów w rodzaju "Noctis Era". Gdyby 15 lat temu ktoś powiedział liderowi Rotting Christ, że nastroi tak nisko gitarę, zapewne w formie protestu zapisałby się do seminarium duchownego.

Oprócz tego weterani dokonują swoistej syntezy swoich wcześniejszych dokonań. Jest szczypta gotyku w "Thou Art Lord" (z udziałem wokalisty Alana Nemtheangi z irlandzkiego Primordial), jak i korzennego black metalu, który mógłby się znaleźć na legendarnym debiucie "Thy Mighty Contract" w "Santa Muerte". Naprawdę duży strzał zostawiony został jednak na sam koniec. Dziewięciominutowy finał albumu to cover "Orders From The Dead" divy mroku Diamandy Galas. O tyle ciekawy, że muzyka została nagrana przez zespół, a do niej wykorzystano oryginalne ścieżki wokalne artystki greckiego pochodzenia. Być może metoda budzi niedosyt, ale efekt końcowy z pewnością podnosi włosy na rękach. Wszystko to, zebrane w pulsującą emocjami całość, przesądza, że mamy do czynienia z magnum opus w dyskografii Rotting Christ. Niech Zeus ma ich w swojej łaskawej opiece.

8/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rotting Christ | pocztówka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama