Płomień 81 "Szkoła 81": Nieśmiertelna nawijka płomieniowa [RECENZJA]
Warszawski Ursynów, ta rzecz tu się dzieje. Pezet i Onar wracają, ale czy warto powiedzieć wszystkim swoim ziomkom, że zrobiło się gorąco?
I nie mam tu oczywiście temperatury panującej za oknem, bo do upałów daleko, ale o nowym albumie Płomienia 81 można mówić. Ciężkie beaty, brudne myśli, szybkie fury, śliskie dresy. Onar w jednym wersie streścił znaczną część "Szkoły 81", jednak trzeba dodać kilka istotnych rzeczy. Jest nowocześnie, z klasą, ale też z wieloma odniesieniami do tego, co było kiedyś. Że niby było lepiej. Z dala od mniej lub bardziej przemyślanych ulicznych przekazów, ale z osiedlem, które wyczuwa się w każdym wersie.
I za to wirtualne pięć, bo boiska i ławki przed blokiem po prostu czuć. No i obowiązkowo rap o rapie, chyba tu najważniejszy. Dowiadujemy się, że hip hop stał się disco polo, raperzy grają z playbacku, a producenci to kolejni kseroboje, którzy nic sobie z tego nie robią. Krótko - starsi odnajdą się tu bez problemu, młodsi nie powinni narzekać, chyba że dotyka to ich bezpośrednio.
Świetnie dobrany duet. Mega utalentowany raper, którego wersy w ostatnich latach nie miały takiej mocy jak wcześniej (ale całą "Muzykę współczesną" trzeba chwalić) oraz MC, który dawno temu mocno się pogubił i sam specyficzny głos nie ratował nijakich albumów.
A tu proszę - prostymi środkami udało się nagrać płytę, na której Pezeta i Onara słucha się z taką samą przyjemnością, jak na początku ich kariery. Bez klasycznych wersów, które zapamiętuje się za pierwszym razem, za to z takimi, które są esencją ich stylu, zwłaszcza tego drugiego - "Dzieciaku, nie musisz być żadnym prymusem, ważne żebyś nie był lamusem" w tytułowym numerze.
Nie ma tu wielkich, wyszukanych treści. Jest prosto, dosadnie (pezetowe "Łapiesz nocą marne fuchy, bo nielegalny hajs cię kusi / Kiedyś ten dzień będziesz przeklinał, WWA, nie Fatima"), czyli klasyczny Płomień 81. Bez silenia się na oryginalność (chyba, że w kilku podkładach), chociaż tutaj wypada wyróżnić "20 to już nie 04", kiedy duet na chwilę staje się bardziej kielecki, bynajmniej nie jak majonez, ale jest w tym sporo klasycznego wajbu, główne przez cudny, oldschoolowy beat OER-a. Rap to typowe stany średnie, mocno grający nostalgią, a przy tym przemycający współczesny obraz.
Różnie bywa za to z zaproszonymi gośćmi. Avi ("Myślałeś że szturmem podbijesz se ten Olis / Bo jak bicik dobrze buja to nieważne co p***" - jak zwykle prosto, jak zwykle dobrze) i Louis Villain standardowo na poziomie, chociaż tym razem rozbici pomiędzy trzy numery. Cieszy Gedz z krótkim refrenem w "Do widzenia", Kabe stara się ratować "Popiół", a u Włodiego zielony dym jest nieodłącznym kompanem. Przy okazji wyjaśnia kilku młodszych kolegów po fachu, którym dostało się za brak klasy.
To samo jest niewiele później, tym razem u Hemp Gru i Kaczego (szukacie najtis w rapie? Proszę, ten to rymuje: wersy-gęby, akcje-atrakcje). Trochę pętla, ale każdy w swoim stylu.
Niezbyt udana jest natomiast wizyta Krakowa, ekhm, teraz trochę Katowic, i Poznania w stolicy. O ile jeszcze zwrotkę Kaliego można szybko i bezboleśnie zapomnieć, bo w porównaniu do tego, co ten wyprawiał w poprzednim roku, wypada zwyczajnie przeciętnie, to jeszcze słabiej jest z Paluchem. "Wjeżdża największy kaliber, twoja ekipa koliber / Nic nie mów na blokach, że idę, na pewno będą to słyszeć / Na pewno będą to dziarać, bo moje słowa to sztuka". No nie wiem, czy chciałbym mieć tatuaż z pierwszym wersem, ale uznajmy, że to wypadek przy pracy. I nie bez powodu wspominam o nich w osobnym akapicie, bo porwać się na "Powiedz na osiedlu" to spora odwaga. Dopisać w tytule "2020" to zdecydowanie za mało.
Dobra płyta na genialnych k*** beatach Szweda SWD, R.A.U.-a czy Louisa Villaina. I to wystarczy. Wiele więcej nie trzeba, czuć tu Warszawę nie warszawkę, słychać różne pokolenia, które mogą ze sobą udanie współpracować. Niby to wszystko już było, ale czasami warto wrócić, bo strzeżone i zamknięte osiedla nie są tak fajne, jak stare, aczkolwiek zadbane blokowiska.
Płomień 81 "Szkoła 81", KokaBeats
6/10