Pjus: Rapera życie po życiu
Dominika Węcławek
Pjus "Life After Deaf", Alkopoligamia
Na solowym debiucie raper Pjus raz powala bezczelnością, innym razem zadziwia hartem ducha, przede wszystkim zaś dowodzi, że czas poświęcony na ratowanie zdrowia nie był artystycznie stracony. Wręcz przeciwnie.
"Nie jestem gangsterem i nie jestem z mafii, ale mądry jak papież i szalony jak Khaddafi"- tak siedem lat temu przedstawiał się Karol "Pjus" Nowakowski. Była zima 2002 roku, a w ręce hiphopowych zapaleńców trafiła właśnie limitowana edycja winyla JuNouMi, na którym znalazła się piosenka zawierająca powyższy tekst. Od tego czasu Pjus sporo przeszedł, ale jedno się nie zmieniło - potrafi napisać dobry tekst i musiał być prawdziwym wariatem, by zostać pierwszym raperem pozbawionym naturalnego słuchu. A jednak, jego solowy debiut, który zimą 2009 roku trafił do sklepów, to z jednej strony manifest pasji, jaką dla twórcy jest muzyka, a z drugiej zapis kilkuletniej walki już nie tylko o zdrowie, ale i o życie.
Ocenić "Life After Deaf" nie patrząc nań przez pryzmat choroby Pjusa to wyzwanie. Tym trudniejsze, że album otwiera ciężkostrawny numer "Fanatyk", w którym artysta zamiast płynąć na podkładzie, mechanicznie wyrzuca wersy twardo trzymając się akcentów na ostatnie sylaby. Kto jednak przetrwa próbę ognia, zostanie nagrodzony, zaś wątpliwości czy dawać artyście fory z powodu całej historii z implantami słuchu odejdą w niepamięć.
Karol po prostu rozkręca się z minuty na minutę, nabierając luzu i lekkości. Pomagają mu w tym także autorzy muzyki. "Czytam rap" na szumiącym zbasowanym beacie Świętego brzmi dobrze, podobnie jak wchodzący po nim, oszczędny w aranżacji "Dinozaur". W kolejnych wersach raper potrafi zadziwić już nie tyle błyskotliwością, bo tej mu wcześniej nie brakowało, ale dystansem do siebie. Najdobitniej słychać to w utworze "Scarhead", jednym z najmocniejszych punktów krążka. Otwiera go dwuwers "Na pewno znasz film 'Człowiek z blizną', chciałeś być jak on, gdy sam byłeś pi**ą", a dalej jest jeszcze lepiej: "Słuchasz tej muzyki, lubisz Tony Montanę, to pamiętaj , że rap to nie tony wąchane". W refrenach zaś Pjus bezczelnie zachęca, by wyrzucić wszystkie słabe albumy i zedrzeć ze ścian pokoju plakaty z idolami. Po co? Oczywiście po to, by zrobić miejsce dla niego. Ale rap Pjusa to nie tylko przechwałki. Równie dobrze radzi sobie w takich piosenkach, jak refleksyjny "Wybieram spokój", z gościnnym udziałem Pelsona i Włodiego z Molesty, czy g-funkowy "Z krwi i kości", nagrany przy wsparciu Mesa i Stasiaka, kolegów z 2cztery7, macierzystej formacji Karola,
W takich chwilach rap Pjusa już nie tylko dobrze się czyta, ale też słucha. A choć sam autor przyznaje, że wielu ludzi po przesłuchaniu płyty będzie mieć dosyć odmiany czasownika "słuchać" przez wszystkie przypadki, to jednak da się to przeżyć. Ba, do większości kompozycji wraca się z przyjemnością. W ten sposób "Life After Deaf" staje się dla Karola prawdziwym życiem po życiu, gdzie nie jest już tylko asystentem Mesa, ale wreszcie tworzy własną, frapującą opowieść.
6/10