Piosenki z wybiegu
Groove Armada "Black Light", Kartel Music
Brytyjski duet, swego czasu znany ze smolistych klubowych bitów, nagrał płytę z eleganckimi i szykownymi do bólu piosenkami. Parafrazując tytuł jednej z płyt Groove Armada: Żegnaj klubie, witajcie w domu mody.
Groove Armada postanowili nagrać płytę przesiąkniętą wytwornością poprockowych brzmień z lat 80. zeszłego stulecia. A jeżeli dodam, że duet zaprosił do współpracy ikonę dandysowskiej elegancji z tamtej epoki, Bryana Ferry'ego, to wszystko wydaje się być - wbrew tytułowi albumu - bardzo jasne.
Ubrani w świetnie skrojone garnitury Roxy Music z drugiego okresu działalności to chyba najbardziej oczywista, ale nie jedyna inspiracja dla Andy'ego Cato i Toma Findlay'a.
Choć Groove Armada wskoczyli do pociągu pędzącego do wciąż pożądanej we współczesnej muzyce stacji "Moda na lata 80.", to jednak duet nie poszedł na synthpopową łatwiznę. Na "Black Light" znajdziemy sporo odniesień do dokonań Fleetwood Mac z okresu "Tango in the Night" czy Davida Bowiego z wysokości płyty "Scary Monsters", czyli nawiązań niekoniecznie oczywistych dla współczesnych epigonów syntezatorowej epoki. A jeżeli jesteśmy już przy epigonach, to możemy tu usłyszeć Nicka Littlemore'a, który w zeszłym roku skutecznie zarażał latami 80. za sprawą całkiem udanej płyty "Walking On A Dream" projektu Empire Of The Sun - i na półce z płytami "Black Light" idealnie znalazłaby miejsce właśnie obok płyty Empire Of The Sun i "Oracular Spectacular" MGMT.
Z jednej strony można docenić fakt, że Groove Armada po 14 latach na scenie chcą się rozwijać i uciec od house'owo-chilloutowej formuły, którą do perfekcji doprowadzili na znakomitej płycie "Vertigo". Zwłaszcza, że na "Black Light" znajdziemy świetnie skrojone kompozycje, do których nie można się właściwie przyczepić. Kompozycje, które nie są przeznaczone do klubowego szaleństwa, ale raczej na jakiś wytworny pokaz mody. Niestety, czasami brakuje w nich życia, zupełnie jak w lodowatej ekspresji niektórych modelek na wybiegu.
"Black Light" to nie jest zła płyta. Ale wydaje mi się, że Groove Armada zapamiętana zostanie za dancefloorowe pewniaki, jak "Chicago" i "I See You Baby" czy przesycone dubem arcydziełko w postaci "Superstylin'". W tamtych utworach czuło się soczystą energię, w tych z "Black Light" jest tylko pusta elegancja.
6/10