Pierwsze wyjście z mroku

Łukasz Dunaj

Morowe "Piekło. Labirynty. Diabły", Witching Hour

Te dźwięki odbiera się bardziej sercem niż rozumem
Te dźwięki odbiera się bardziej sercem niż rozumem 

Polski black metal zaczyna przemawiać własnym językiem. Dosłownie i w przenośni. Polskojęzyczna płyta "Piekło. Labirynty. Diabły" to jeden z najciekawszych wykwitów rodzimej myśli blackmetalowej w ostatnim czasie.

Morowe? Nie, nie chodzi o "sanitariuszki morowe panny", unieśmiertelnione wojennym klasykiem "Pałacyk Michla". Tutaj należy raczej przywołać średniowieczną modlitwę "Od powietrza, głodu i wojny, zachowaj nas Panie!". Ludzie tamtej epoki morowym powietrzem uzasadniali zbierające śmiertelne żniwo epidemie dżumy, cholery i innych chorób zakaźnych.

Morowe jako pomysł na nazwę zespołu? Dla mnie bomba.

Świadczy to przede wszystkim o dużej wyobraźni lidera grupy Nihila, który wyrasta na jedną z najbardziej aktywnych postaci polskiego metalowego podziemia. Muzyk znany z Furii, MasseMord i elektronicznego ansamblu CSSABA, powołał do życia kolejny projekt, który prawdopodobnie jest najciekawszym z wyżej wymienionych. Z całym szacunkiem dla Furii i niezwykle udanego, ubiegłorocznego albumu "Grudzień za grudniem", debiut Morowego niejako spina klamrą poszukiwania i niepokoje artystyczne Nihila.

"Piekło. Labirynty. Diabły" to materiał blackmetalowy, ale nieoczywisty. Melancholijny i zarazem wściekły. Na swój sposób przebojowy, a jednak zagmatwany. Wyjątkowo wielowymiarowy, ale nigdy nieprzekraczający cienkiej granicy między ambicją a pretensjonalnością. Pomiędzy instrumentalnymi "Wstępem" i "Zakończeniem", mamy do czynienia z sześcioma długimi utworami, które prezentują Morowe, jako wyjątkowo uzdolnioną bestię. Wiele w nich masywnego, precyzyjnego riffowania, mało chaotycznego chłostania dźwiękiem. Niemniej trudno przeoczyć niemal psychodeliczny pejzaż, który roztacza przed słuchaczem trójka muzyków. Katowiczanie nie tworzą co prawda w próżni i można wymienić kilka grup, zwłaszcza z USA, które mogą stanowić pewien punkt na mapie odniesień, ale wstrzymam się. Wstrzymam się, ponieważ Morowe traktowane i postrzegane jako całość - muzyka, teksty, oprawa graficzna - jawi się jako unikalny, mówiący swoim głosem twór.

Te dźwięki odbiera się bardziej sercem, niż rozumem. I właśnie aspekt emocjonalny różni tę płytę od dziesiątek wycyzelowanych, odhumanizowanych produkcji death- i blackmetalowych, które są skupiskami roztoczy na sklepowych półkach. To nie jest najbardziej obrazoburcza, ani nawet najbardziej ekstremalna pozycja tego sezonu na scenie blackmetalowej. Jest jednak oryginalna i działa niczym pewien trunek pędzony z piołunu. Zwala z nóg i miesza we łbie. Tak samo jak wersy: "Do Auschwitz chcieli nas zabrać / nie do gazu ani pracy... / Na ich dłoniach stygmaty / a na twarzy troska / Czule po twarzy / Uśmiechy nam krwią smarowali". Znakomite.

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas