Pięć Dwa "N.E.O" (recenzja): Szambo huśtane

Od Pięć Dwa dostajemy muzykę paru gatunków i mnóstwa uczuć. Ta płyta boli, również przez to jak bardzo "nasza" jest.

"N.E.O" Pięć Dwa wzbogaca, zaskakuje, ale też frustruje, nuży i irytuje
"N.E.O" Pięć Dwa wzbogaca, zaskakuje, ale też frustruje, nuży i irytuje 

Było Pięć Dwa jasnym punktem poznańskiej sceny niezależnej, potem najbardziej niepokornym bytem w katalogu oskarżanej o promowanie hip-hopolo wytwórni My-Music, następnie wróciło do podziemia by pluć ogniem na napakowanej frustracją i gniewem płycie "Deep Hans", wreszcie przypomniało o sobie wydawnictwem trip-hopowym. Drogi dwóch założycieli łączyły się i rozchodziły. Panowie mieli sporo pomysłów na siebie, tak więc Hans umie zagrać reggae, zabawić się w polskiego Mike'a Skinnera, ale też odnaleźć się w ostro łojącej Luxtorpedzie, a Deep nagrywać surowiznę w duchu Wu-Tang, by później spróbować sił na polu muzyki klubowej. Ta charakterystyka jedynie liznęła kwestię ich różnorodności.

Nic dziwnego, że siłą "N.E.O." jest charakterystyczna dla 52, nieujarzmiona potrzeba lekceważenia gatunkowych ram. Ten duet może nagrać elektroniczny numer z rockową ekspresją na rapową modłę. No bo właściwie czemu nie? Jeżeli po instrumentalnej kompozycji w duchu abstrakcyjnego hip hopu trafiamy na wyrzucane gwałtownie pod agresywny breakbeat wersy rozmiękczone melodyjnie zaśpiewanym refrenem, a po dwóch minutach kroniki filmowej dopada nas gitarowy hardcore z powtarzaną na wzór Rage Against The Machine linijką o "ogłupiającej kuli w łeb", to naprawdę nie wiadomo czego dalej się po takiej płycie spodziewać. Nie da się ukryć, że to odświeżające uczucie.

Absolutnie godna pochwały jest słyszalna właściwie w każdym momencie chęć powiedzenia czegoś ważnego na swój własny sposób. Należy dodać jeszcze niczym niezakłócony transfer silnych emocji pomiędzy artystą i odbiorcą - to właśnie dlatego 52 ma grono fanów wiernych, cierpliwych, niekoniecznie gustujących na co dzień w polskim hip hopie, ośmielających swoich ulubieńców do jeszcze większego ekshibicjonizmu i eksplorowania nowych terytoriów.

Nastrojowa "Elektryczność w ciszy" i podkręcony egzotycznym refrenem "Ersatz" wspinają się naprawdę wysoki poziom liryczny. Warto łapać za słówka, gdyż to "elektromagnetyczne zmysłowe napięcie", "cisza eterycznych zwarć dwojga obwodów" czy "korekcyjna gimnastyka oportunistycznych zwiotczeń" zdradza zarówno wrażliwość, jak i imponującą językową sprawność. Niestety nie zawsze udaje się Hansowi i Deepowi rozgryźć trudne tematy bez popadania w naiwność czy truizmy ("S.O.S." bije tu chyba rekordy). Rodzaj ironii prezentowany w traktującym o państwie "Księstwie Moonako" wyczerpał się już chyba w Oświeceniu. Ceną za plastyczną, nabrzmiałą, wybujałą lirycznie frazę Deepa może być etykietka grafomana i trzeba uczciwie przyznać, że trochę zrobił, by na nią zasłużyć. Choć z drugiej strony to on ma wersy płyty. Gdy rapuje "Rozpad, rozkład, bezład postaw / skamleć w kojcach, w imię ojca / słuchać wiernie wygodnych kłamstw / mamlanej przymilnie morfiny dla mas / niewygodną prawdę spłukać w szalet / to kpina, latryna, kabaret, lazaret / szambo huśtane uśmiechem debila / oklaski z ekranu elita przesyła" pod nerwowy (te organy!), rozpędzony, cięty skreczem bit w "Zdjąć obrożę" robi się bardzo gorąco.

"N.E.O" jest płytą bardzo polską i nie chodzi bynajmniej tylko o kawałek wokalu Krystyny Prońko czy nawiązanie do Grechuty. Nad wszystkim unosi się duch naszych bardów i rodzimej piosenki autorskiej, juwenaliowego, grabażowo-kazikowego rocka. Duże, często za duże słowa, sprawiająca jakąś chorą przyjemność samodeprecjacja, nieprzemijająca wódczana depresja. Poza tym znana aż za dobrze z telewizyjnych festiwali skłonność do mordowania piosenek, przeładowania i udziwniania aranżacji, natchnionej przesady. Nie brakuje histerycznych refrenów, dramatycznych przejść w utworach, zrywów na hurra, koturnowych metafor, teatralnych zabiegów dźwiękowych.

I tu mam mieszanie uczucia. Z jednej strony, to NASZA muzyka, daje odpór wszechobecnemu kopiowaniu rozwiązań amerykańskich, a zarazem łatwo pozwala niespecjalnie obytemu z rapem słuchaczowi wsiąknąć. Z drugiej - brzmienie jest niedzisiejsze, siermiężne, elektronika aplikowana z finezją drwala, gitary i pianina bywają rzewne do poziomu mdłości, za to groove - silnik hiphopowej muzyki - niemalże nie występuje. "N.E.O" wzbogaca, zaskakuje, siłą otwiera oczy (o ile ktoś miał zamknięte), daje posmakować naprawdę niezłej poezji, ale też frustruje, nuży, irytuje nadmiarem ciśnienia i deficytem subtelności. Po wielokroć bywa godne szacunku choć zwyczajnie trudno je polubić, o jednoznacznej ocenie nawet nie mówiąc.

Pięć Dwa "N.E.O", My-Music

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas