Reklama

Panasewicz "Fotografie". Dinozaury po liftingu (recenzja)

Na okładce widnieje nazwisko wokalisty, ale album prawie w całości napisał John Porter. Jak czuje się Panas w kompozycjach kogoś innego niż Borysewicz? Jak po flircie z folkiem Porter, stojący za "Hellicopters" - jedną z najlepszych i najważniejszych polskich płyt lat 80., radzi sobie z pisaniem rockowych numerów?

Uczucia przed pierwszym odsłuchem miałem mieszane. Z jednej strony Porter, którego za wspomniane "Hellicopters" wielbię. Z drugiej Janusz Panasewicz, de domo z zespołu, którego nie cierpię. Tyle że mój brak tolerancji dla Lady Pank to nie kwestia wokalu Panasa, ale prędzej wątpliwego talentu autorskiego Borysewicza, który zawodowo wręcz zajmuje i zajmował się jumaniem. A to z "Purple Rain" Prince'a we wstępie do "Zawsze tam, gdzie ty", a to z "In My Secret Life" w "Jeśli tylko chcesz" nagranym z Kukizem. Pomijam już, że samo brzmienie jego gitar to jeden do jednego zrzynka z The Police z elementami The Smiths... Ale co tu Panas winny? Włączam przycisk "play".

Reklama

Zaczyna się mocno. Gitarki na smithsową nutę, bardzo fajnie skomponowany, dynamicny nowofalowy numer. Mimo że forma wokalna Panasewicza w ostatnich latach pozostawia wiele do życzenia, w studio można było pokusić się o tyle powtórek, ile było konieczne. Więc brzmi dobrze. Mocno i z - jak zwykle - absolutnie idealną dykcją. Nóżki same chodzą. Tak otworzyć płytę - klasa. Ale szczęście nie trwa długo. Już w drugim numerze, "Nie ma w życiu ważnych spraw", do zadętego akompaniamentu fortepianu Panas wyśpiewuje takie oto potworki: "Czasem, kiedy czuję strach, / że zawala mi się dach... / Serce wali niczym młot, / siódmy raz mi uciekł kot".

Szczęśliwie kawałek znów ratuje melodia - ta w refrenie - trochę R.E.M.-owska. Dalej staje się jasne, że album nużyć nie będzie. Panas z powodzeniem dylanuje w urokliwym "Do góry głowa przyjacielu". Gitarka w "Co będzie gdy" z kolei brzmi, jakby wyjęta została z "In the Aeroplane Over the Sea" Neutral Milk Hotel, a w "Bierze mnie na sentymenty" jak gdyby grał nam George Harrison. Czaruje myslovitzowska odrobinę ballada "Facet na plaży". Jest kolorowo. Niezłe efekty pracy kompozytorów i muzyków psuje jednak sam Panasewicz, który w "Nie zamykaj okien" częstuje nas taką oto próbką swoich poetyckich umiejętności: "Nie zamykaj okien / przed zmrokiem. / Zjawię się jak w dym".

Nawet jeśli nie ma mocy walca drogowego, "Fotografie" to bardzo przyjemny album. Pełen nawiązań do przeszłości: garażu późnych lat 60., falowej nerwowości kolejnej dekady i - momentami - post-punkowego chłodu ejtisów. Uroku płycie dodaje bardzo dobra, współczesna produkcja Kuby Galińskiego, który wręcz za uszy wyciąga Panasewicza z lamusa. Gdyby nie charakterystyczny wokal, większość tych numerów w takiej produkcji mogłaby trafić na albumy o pokolenia młodszych, czy zupełnie młodych polskich artystów rockowych. Za to wielkie brawa!

W sieci oczywiście nie brakuje narzekań. A to że płyta za mało rockowa, a to że brzmienie zbyt uwspółcześnione. Szczerze mówiąc jednak, poziom "Fotografii" jest znacznie wyższy, niż ostatnich dokonań Lady Pank. Chwilowe rozstanie z Borysewiczem i nowe (niepijące, albo pijące mniej?) towarzystwo wydaje się Panasewiczowi służyć. Oczywiście jest to płyta raczej dla fanów tak Lady Pank, jak i charyzmy frontmana. Ale i młodzi polscy fani rocka powinni ją sprawdzić - znajdą dowód, że i takiego dinozaura, jak Panas, można osadzić w bardzo fajnym i dźwigającym klimacie. Może nie szok, ale miła niespodzianka.

Panasewicz "Fotografie", Universal Music Polska

6/10

Janek, mój przyjaciel - wywiad z Januszem Panasewiczem

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Janusz Panasewicz | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy