Nieśmiały rock

Piotr Kowalczyk

Foster the People "Torches", Sony

Foster the People są niepewni kierunku, w którym chcą pójść
Foster the People są niepewni kierunku, w którym chcą pójść 

Foster the People to grupa założona dwa lata temu w Kalifornii - obecnie trio dowodzone przez Marka Fostera. Słuchając ich debiutanckiego albumu "Torches", mimo najlepszych chęci, nie sposób uciec od kilku skojarzeń. Na starcie trzeba zestawić ich z artystami, którzy mimo krótkiego stażu zdołali już namieszać w obiegu blogowo-empetrójkowym: nowojorskim MGMT oraz Australijczykami z Empire of the Sun.

Miks psychodelicznego, spogłosowanego brzmienia, zaraźliwych, nieco melancholijnych melodii, rozmarzonych chórków i tanecznych rytmów nie brzmi specjalnie ofensywnie czy nawet angażująco. Jednocześnie takim utworom jak singlowe "Pumped Up Kicks", przywodzący nawet na myśl wyrafinowany indie-pop francuskiego Phoenix, nie sposób odmówić przebojowości.

Problemem jest to, że ani jeden element muzyki Foster the People nie jest ciekawszy od kapel, do których są porównywani. Nie ma mowy o oryginalności. Ani o nowych "Kids", "Walking on a Dream" czy "Lisztomanii". Ludzie Fostera są poprawni, jeśli chodzi o śledzenie najgorętszych nowinek. Ciężko jednak powiedzieć, żeby robili muzykę, która choć odrobinę jest ich. Nawet The Killers, którzy też nigdy nie byli specjalnie oryginalni, dali światu kilka zabójczo chwytliwych singli. Czuć u nich odwagę i charyzmę. To samo można powiedzieć o Kings of Leon.

Foster the People są natomiast wycofani, niepewni kierunku, w którym chcą pójść. A jednocześnie, paradoksalnie, robią piosenki wprost stworzone do prezentowania w wielkich salach koncertowych. Zatrzymują się jednak w połowie. Już na debiucie brzmią, jakby byli sobą dość mocno znudzeni. "Chin of the Unsusecting Hero" brzmi jak późne Red Hot Chili Peppers, z okresu, gdy krajanie Fostera z Kalifornii pozbyli się funkowej dzikości, stali się tylko maszynką do robienia dobrze sprzedających się autoplagiatów. Innym razem mieszają pełen werwy dance-punk z balladową słodyczą. Nad całym materiałem Foster the People unosi się niestety lekko infantylna aura. Być może to kwestia barwy głosów Marka Fostera i Cubbiego Finka, które równie dobrze pasowałyby do pop-punkowego albo nu-metalowego boysbandu.

Na pewno jest to granie, która znajdzie wielu entuzjastów. Jest sprawnie zaaranżowane, brzmi bardzo przyjemnie i ciepło. Zresztą wyniki sprzedaży singli i frekwencja na koncertach Foster the People są tego najlepszym potwierdzeniem. Ale poza kilkoma piosenkami świetnie radzącymi sobie po tanecznych re-editach, całość materiału znajdującego się na "Torches" niespecjalnie zapada w pamięć. Trudno mi będzie śledzić uważnie dalsze losy grupy Foster the People. Szczególnie jeśli nawet grupy, których nazwy padły w tej recenzji - MGMT, Empire of the Sun, Kings of Leon, Killers - nie należą do moich faworytów, a ich muzykę uważam jednak za bardziej wartościową.

5/10

Zobacz teledysk "Pumped Up Kicks":

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas