Natalia Nykiel "Origo": Mini-ewolucja [RECENZJA]
"Origo" wielkim powrotem nazwać nie można, bo Natalia Nykiel nie pozwoliła tęsknić za sobą zbyt długo. A i tak opłacało się czekać.
Kiedy Natalia Nykiel ogłosiła zawieszenie kariery we wrześniu, obiecywała, że wróci szybciej niż ktokolwiek myśli i to ze zdwojoną siłą. Nie do końca wiadomo jeszcze czy rzucony znienacka minialbum "Origo" to faktycznie zupełne odwieszenie mikrofonu, czy też jedynie krótki przystanek na znacznie dłuższej trasie. Mam nadzieję jednak, że to pierwsze, bo kroki poczynione przy EP-ce artystki są naprawdę obiecujące.
Mógłbym tu powymieniać wszystkich współpracowników Nykiel przy tym materiale i wspomnieć, że współpracowali z wieloma gwiazdami, w tym Gorillaz, Pharrellem Williamsem czy 30 Seconds to Mars. Niezależnie jak bardzo ta jest imponująca, czy w tym miejscu nie byłaby to próba tłumaczenia wartości krążka poprzez obecne na nim nazwiska? Zostawmy to więc informacjom prasowym oraz wkładce, a my zajmijmy się po prostu tym, że "Origo" bardzo dobrze się broni.
Zanim przejdziemy do rzeczy: to, co na pewno zaskoczy słuchaczy to fakt, że na minialbumie - złożonym z zaledwie pięciu utworów - języka polskiego pojawia się naprawdę niewiele. Z ust Natalii słyszymy go przez dwa wersy w zaśpiewanym głównie po hiszpańsku "Quya". Może być to o tyle zaskakujące, że nasz rodzimy język absolutnie dominował dotychczasową twórczość Natalii - a o tyle zrozumiałe, że "Origo" jest pierwszą pozycją wokalistki, która została wydana na arenie międzynarodowej.
Bardzo ciekawie prezentuje się "Volcano", które - mimo sporego udziału elektroniki - ma w sobie pierwiastek punkowej energii. Jest to o tyle ciekawe, że szumnie zapowiadane wykorzystanie sampli z "Careful" Paramore (za zgodą autorów!) niewiele tu zmienia, wszak bardziej gitarowy charakter nagrania to już rzecz stricte autorska. Zresztą, świetnie dobrze słucha się Nykiel w mniej klubowo-popowej odsłonie na rzecz zadziorności: nie trudno wyobrazić sobie słuchaczy rzucających się w pogo podczas grania "Volcano" na żywo. Jeżeli już koniecznie musielibyśmy szukać gdzieś inspiracji, zapewne po drodze trafilibyśmy na stary, dobry Goldfrapp z czasów "Supernature".
W swoich inspiracjach Natalia nie jest - na szczęście - bezpośrednia. "Wanna Go Back" ma afrotrapowe bębny, ale tempo utworu i delikatna instrumentalizacja nie pozwala skierować skojarzeń w te stronę. Zaskakuje "Find Me" - nie dlatego, że pojawia się w nim brytyjski wokalista Daley, z którym piosenkarka prowadzi partie w niesamowicie przyjemnym dwugłosie (posłuchajcie, ile tu chemii!). To po prostu jedna z najbardziej wyciszonych kompozycji w całej karierze Natalii.
Co do zaskoczeń, Rodzinny Zespół Śpiewaczy z Rakowicz na papierze wydaje się pasować do takich klimatów jak pięść do nosa. A jednak w mocno syntetycznym "I’m Not For You" w ramach zakończenia piosenki wprowadzają rodzimy folklor muzyczny na międzynarodowe salony i to działa. Podobnie zresztą jak cała piosenka z odpowiednio stopniowanym napięciem i bogatą aranżacją, zawieszoną mocno między "depeszowaniem" z lat 90., nowoczesną sceną basową, a zdecydowanie delikatniejszym graniem.
Warto zwrócić uwagę na to, że sam warsztat wokalny Natalii też znacząco się poprawił: brzmi ona zdecydowanie głębiej, pewniej, zadziorniej (szczególnie refren i końcówka "Wanna Go Back"). Jeszcze na "Discordii" bardzo urzekała jej "dziewczęcość", tymczasem na "Origo" tego pierwiastka już brakuje. Nie szkodzi, wszak minialbum ujawnia nam wokalistkę o wiele dojrzalszą i zwyczajnie ciekawszą.
Temu wrażeniu sprzyja bardziej profesjonalne niż dotychczas brzmienie. Klarowne, ale nie wysterylizowane, co w przypadku tego rodzaju electropopowych klimatów byłoby zabójstwem. Utwory wybrzmiewają ze znacznie większą mocą, co jest o tyle paradoksalne, że na "Origo" spadło tempo i znacznie zluzowano z klubową pompą na rzecz atmosfery.
Jeżeli więc z "Discordii" najbardziej podobały wam się takie utwory jak "I’m Fine", "Give Me Some More" czy "Stamina", dojdziecie do wniosku, że takiej ewolucji można było się spodziewać. Jeżeli zaś szukacie kolejnego "Spokoju" czy - sięgając jeszcze dalej - "Erroru", to zdecydowanie nie ten adres. Ja tam nie narzekam: chociaż "Origo" jest krótkie i powoduje niedosyt, to zdecydowanie jest to najlepsza pozycja w dyskografii Natalii Nykiel.
Natalia Nykiel, "Origo", Universal Music Polska
8/10
***Zobacz także***