Monotonia słuchowiska
Tori Amos "Night Of Hunters", Universal Music Polska
Tori Amos przez ponad 70 minut opowiada nasączoną mistyką historię rozpadającego się związku kobiety i mężczyzny. Fani będą zachwyceni, cała reszta może poczuć się co nieco zmęczona.
Choć odniesienia do muzyki klasycznej i kameralistyki w twórczości Tori Amos były zawsze czymś oczywistym, to tym razem artystka - po przejściu do szanownej oficyny Deutsche Grammophon - najwyraźniej poczuła się w obowiązku pójść na całość i nagrała album inspirowany twórczością wielkich klasycznych i modernistycznych kompozytorów. "Night Of Hunters" to zbiór wariacji na temat kompozycji Jana Sebastiana Bacha, Fryderyka Chopina, Claude'a Debussy'ego, Enrique Grandosa, Erika Satie i Franza Schuberta.
Brzmi to bardzo wyniośle i dostojnie, ale efekt jest bardziej kameralny, niż klasyczny. I momentami bardzo dramatyczny, jak w bardzo mocnym otwarciu płyty, jakim jest "Shattering Sea". Być może ten przymiotnik nie licuje z obliczem "Night Of Hunters", ale ta kompozycja jest... czadowa. Później jest już raczej majestatycznie, wytwornie, niestety momentami nieprzekonująco, bez elementu przygody, który tak dobrze zrobił wspomnianemu "Shattering Sea". Partie fortepianu, instrumentów smyczkowych i dętych malują klimatyczny, trochę (ale tylko trochę...) tajemniczy pejzaż jesiennego wieczoru, w trakcie którego Tori Amos snuje swym bardziej gorzkim, niż słodkim głosem, opowieść o intrygującym śnie porzuconej przez partnera kobiety, w którym protagonistka spotyka postaci z zamierzchłych, mitycznych czasów.
Twierdzenie, że "Night Of Hunters" to concept album nie do końca jest nadużyciem, ale w przypadku tego dzieła bardziej zgrabnym określeniem byłoby słowo słuchowisko. Momentami muzyka wydaje się jedynie tłem dla narracji artystki, dźwięki spełniają tu rolę bardziej służebną, niż wiodącą, będąc tylko drugim planem. Nawet, jeśli mówimy o w dużej części instrumentalnym utworze, jakim jest centralny dla albumu, blisko 10-minutowy "Star Whisperer".
Nie można nie napisać o wyjątkowej, organicznej produkcji tego albumu. Niby nic wielkiego, ale słuchając instrumentów ma się wrażenie, że stoją one na dębowej podłodze, a ich dźwięk odbija się od kamiennych ścian jakiegoś angielskiego zameczku, ukrytego wśród zielonych pagórków. "Night Of Hunters" brzmi hiper naturalnie, autentycznie, ciepło i świeżo.
Choć niesprawiedliwie byłoby napisać o tym albumie cokolwiek negatywnego - poza tym, że "Night Of Hunters" momentami popada w monotonię - to zachowując obiektywizm również trudno o zbytni zachwyt nad tym albumem. To płyta dla fanów Tori Amos, tudzież słuchaczy lubujących się w estetyce kameralistyki, ale takiej wygładzonej i bezpiecznej, bez eksperymentów. To bardzo pięknie skonstruowany album, ale niestety momentami pozbawiony elementu konfrontacji i przygody. A jesienna opowieść bez zaskakujących zwrotów akcji - w przypadku "Night Of Hunters" oczywiście muzycznych - potrafi uśpić, a nie zaciekawić.
6/10