Mistrzowie dotrzymują słowa
CETI "Ghost Of The Universe. Behind The Black Curtain", Urbix
Duch wieje kędy chce, mówi Pismo. Metalowy duch pcha ekipę Grzegorza Kupczyka zdecydowanie do przodu.
Piłkarscy trenerzy często próbują tłumaczyć porażkę faktem, że zawodnicy nie realizowali przedmeczowych założeń. Poznaniacy, jak na drużynę z miasta wciąż jeszcze aktualnych mistrzów Polski przystało, wykonali to, co wcześniej zapowiedzieli.
Miało być ciężko - niektóre numery przygniatają wręcz do ziemi, w czym duża zasługa Bartka Urbaniaka obsługującego bas (posłuchajcie choćby "The Wolves" czy "Break The Spell", które momentami mogą przywoływać skojarzenia z tuzami nu metalu). Miało być gitarowo - Bartek Sadura wykonał naprawdę kawał świetnej roboty, od przeszywających riffów, przez zróżnicowane solówki po umiejętnie rozłożone ozdobniki (akustyczny wstęp do "The Days Of Dirt" i instrumentalnego "Black Curtain").
Nacisk na gitarę spowodował ograniczenie partii klawiszy, tak mocno obecnych na płytach "(...) Perfecto Mundo (...)" i koncertowych "Akordach słów" nagranych z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej. Nie znaczy to jednak, że Marihuana została odstawiona do kąta - tym razem jej partie nie dominują, lecz odpowiedzialne są głównie za budowanie klimatu (początek "In The Eyes Of Rising Sun", nieprzekonujący do końca "Forever").
Tu już nie ma miejsca na podniosłe, niemal powermetalowe hymny, charakterystyczne "ajronmajdenowe" zaśpiewy Grzegorza Kupczyka też zostały ograniczone do rozsądnej normy. Podstawą jest klasyczny metal, jednak zespół umiejętnie włącza elementy innych odmian ciężkiego brzmienia, jak właśnie nisko osadzony bas, czy gdzieś mocniej jak na standardy heavy metalu pracującą perkusję ("Lady Of The Storm"). A jak na "Ghost Of The Universe" wypada lider? Na polskim metalowym poletku to wciąż ekstraklasa, nie sposób pomylić go z kimś innym. Najwięcej Kupczykowych "patatajów" znajdziecie w promującym wydawnictwo "Anywhere", ale wokalista potrafi też zaskoczyć niskim skrzekiem (pierwsza minuta "Break The Spell"). Za sprawą tytułowego numeru skojarzenia biegną z kolei w stronę Black Sabbath z lat 80. z etapu z Ronnie Jamesem Dio.
Choć całość trwa prawie godzinę, "Ghost Of The Universe" nie budzi uczucia przesytu. Poszczególne elementy tworzą zgrabnie uzupełniającą się układankę, z gęsto utkaną fakturą, w której nie jest łatwo znaleźć słabsze punkty. Mnie osobiście trochę brakuje łatwo wpadających w ucho motywów, nośnych refrenów. Być może to kwestia anglojęzycznych tekstów, ale na "Ghost Of The Universe" nie pośpiewamy razem z Kupczykiem, jak przed laty w takich utworach, jak np. "Ogień i łzy", "Miłość, nienawiść, śmierć" czy "Lamiastrata". Szkoda, choć wokalista obiecał, że powstaną polskojęzyczne wersje, jeśli fani sięgną po płytę w sklepie, a nie z nielegalnego źródła. No, to biegiem marsz!
7/10