Mioush "Powroty": Rap dla klasy średniej [RECENZJA]

Masz trzydzieści lat, na pytanie czego słuchasz odpowiadasz, że "wszystkiego", a koncerty zaliczasz na festiwalach pakietowo, najczęściej gadając w trakcie? Miuosh jest dla ciebie, w sam raz na playlistę między The Dumpings a Melę Koteluk, których zresztą nie omieszkał zaprosić.

Miuosh na okładce "Powroty"
Miuosh na okładce "Powroty" 

Nigdy nie myślałem cieplej o Miuoshu. Uciekając zupełnie od jałowych dociekań odnośnie tego, co i komu zawdzięcza, muszę przyznać, że na płycie "Pop." znalazł sobie formułę - synteza elektronicznej produkcji, lirycznych miejskich impresji i zaciągu rodem z "Męskiego grania" sprawiła, że nigdy nie brzmiał bardziej po swojemu. Świetnie wypada w wywiadach - mówi naturalnie, bije od niego ciepło, zawsze pamięta o byciu człowiekiem. "Wszystkie ulice Bogów" to dobra, choć krótka książka.

Wywiad to przynajmniej w połowie zasługa prowadzącego go dziennikarza, ale i sam Borycki podsuwa wiele fermentujących myśli. Po wszystkim chce się pojechać na Śląsk, oglądać Kutza, czytać Janosha i Szejnert, słuchać Skrzeka. Nawet jeśli wokół słuchać warczenie, że artysta przyfastrygował sobie ten Śląsk niczym Ostry Bałuty, to się trzyma, nie razi.

"Powroty" przesłuchałem z przyjemnością. Duża w tym zasługa Michała "Foxa" Króla, który zapewne zbierze sporo klapsów jako boomer elektroniki, ale postarał się o płytę spójną i... inną. Ogromną ulgą jest odetchnąć od tych wszystkich kopii Stanów, Francji, Niemiec i Anglii, bitów paczkowanych jak wędlina w supermarketach i równie szkodliwych dla zdrowia. Król klei klubową dekadencję z EDM-owym efekciarstwem, rockowymi miazmatami, etnicznym ornamentami, trzymając to wszystko w ramach, w których mieści mu się raper. Muzyka dobrze koresponduje z tym, co ma do powiedzenia i tym, jak to robi. Utwory przechodzą się w siebie tak, że ma się poczucie obcowania z przemyślaną, zbilansowaną całością.

Otwierającego "Panie" można się trochę przestraszyć, bo z syntezy symfonicznego z dudniącym raper zrobił sobie wizytówkę, którą zdążył rozdać tu wszystkim. Ale tylko trochę, bo jest tu nienachalnie wpompowana działająca wespół z wokalem melodia. To właśnie ona czyni "Lhotse" najlepszym na płycie (mimo niepotrzebnego śpiewanego epilogu) i stawia "Motyle" następne w kolejce (tu power-refren Igo jest bardzo potrzebny, po tym kawałku i "Sprytnym eskimosie" Sokoła, raperzy powinni nie przestawać do niego dzwonić). Król jest starym wygą, szczęśliwie nie przesłodził, serwując  co rusz potężne, nalane basem bębny, utrzymane na granicy przesterowania i przekompresowania, rozczłonkowując trochę kompozycje, pilnując dramaturgii. "Analog" jest techniczny, pokręcony, "Rok" zaś jest piosenką, której nie sposób odmówić pazura.

Najmniej podoba mi się w tym wszystkim pisanie Miuosha, mieszczącego się gdzieś pomiędzy estetyką popowej piosenki, naiwną poezją i odpowiednikiem malarskiego impresjonizmu, rozgorączkowanym chwytaniem chwil w dźwiękowych obrazach. Na "Popie." łapał je lepiej, tu mu się wymykają. Krążek przelewa się przez uszy, niezależnie od tego, czy się go czyta, czy słucha, pozostaje wrażenie, że nie za bardzo wiadomo, o czym to było, jakby nie udało się ustawić ostrości.

W głowie zostają pojedyncze wersy, oblewane przez wodę pozostałych słów. To mocne "Nie wierzę, w co widzisz przed sobą, gdy jesteś obok / I nie wiem co widzisz we mnie" czy "Jesteś najjaśniejsza z moich czarnych gwiazd", ale też niestety okropnie egzaltowane "Brodząc w rzece łez i upodleń / Czekam aż mnie dotkniesz / Az ogniem się wzniecę". Ma się wrażenie, że Miuosh właśnie wyszedł z poświęconej Mickiewiczowi lekcji polskiego i starał się napisać coś w ten deseń. Jak najdalej od tego.

Jako rozliczenie z samym sobą - a o takim założeniu jest mowa - "Powroty" zawodzi. Jako rapowany elektroniczny pop dostrojony do wrażliwości rozgłośni radiowych i dla wszystkich poza snobami raczej bezobciachowy, sprawdza się wystarczająco dobrze. Nie zaszkodzi, ale nie trzeba.

Miuosh "Powroty", Agora

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas