Miętha "Audioportret": Z pamiętnika młodego zielarza [RECENZJA]

Pełne, korzenne, choć w żadnym razie anachroniczne brzmienie. Niegłupi rap, gdzie młodzieńcza pasja sąsiaduje ze spokojem starego wygi. Kojący, miły dla ucha śpiew. I to wszystko w 2019 roku. Ta wyrosła na czarnoziemie Miętha to powinien być gatunek chroniony.

Okładka debiutanckiej płyty grupy Miętha
Okładka debiutanckiej płyty grupy Miętha 

Choćbym nie wiem jak się starał, nie przedstawię Skipa lepiej niż zrobił to jego były wydawca w moim publikowanym na Red Bull Muzyka tekście o młodych talentach polskiej sceny rapowej: "Uniwersalny żołnierz, który potrafi zarówno rzucić dobry punchline jak i zaśpiewać (naprawdę zaśpiewać) piękny, melodyjny refren. Wielu porównuje go do PlanaBe, ale dla mnie Skip ma warsztat, który PlanBe chciałby mieć. Ponad wszystko Skip to przede wszystkim wrażliwy człowiek z krwi i kości, który prawdę w tekstach stawia ponad tanie przechwałki, a muzykę traktuje jak największą miłość" - chwalił Maciej Koński z Lekter Records.

Ale Miętha to nie tylko raper, bo równie ważna, jeśli nie ważniejsza jest tu druga połowa projektu, a więc producent. AWGS dał się poznać w tym roku z bardzo dobrej epki siedleckiego rapera Pryksona Fiska. Był w tej muzyce jazz, była głębia, był dym.

Jej autor to godny przedstawiciel Himalaya Collective, "stowarzyszenia producentów eksperymentalnej muzyki bitowej", którego reprezentanci zasilali bitami m.in. Włodiego, Otsochodzi (przed woltą stylistyczną) i Madę (ZNWP/WCK). Z tej ekipy wywodzi się również Moo Latte, cichy bohater Mięthy, który podogrywał mnóstwo żywych instrumentów - basów, gitar, pianin, syntezatorów.

Dość już tych nudnych personaliów, bo debiutancki "Audioportret" to zaskakująco dojrzała płyta. Spójna, pełna kompozycji samoistnie lepiących się do formy ujmującego słuchacza, nienachalnego albumu. W dobie plastiku znajdywanego już nie tylko w wielorybach, ale i ludzkich dzieciach - pięknie organiczna. Na tle autodestrukcyjnego pędu - relaksująco niespieszna.

"Muszę skończyć tracić czas / przestać walczyć o ten blichtr i blask / jestem głuchy na wymogi mas i / och, jak pięknie mi się żyje" - deklaruje Skip, "nosiciel vibe'u". I te słowa mogłyby posłużyć za motto całego krążka, który brzmi tak, jakby Bartek Królik z siostrami Przybysz dopiero się wydarzył, a świętej (i nieodżałowanej) pamięci Maceo Wyro właśnie skończył grać w radio Sa-Ra Creative Partners.

Dużo tu soulowania i jazzowania, pogrążania się w basowych przestrzeniach, rhodesowych plam, stukoczących i klekoczących perkusjonaliów towarzyszących ciężkim, opóźnionym bębnom. Kompozycje oddychają, wymowne jest to jak "Jak chcesz" odpływa po drugiej minucie. Pędzą tu tylko hi-haty i okazjonalnie Skip - na przykład w "Zapachu nowych czasów", gdzie szybki rap, z "doskakującymi" wersami i tak rozlewa się spokojnym zaśpiewem. Kto po poprzednim akapicie obawia się nostalgii, albumu rekonstrukcyjnego, powinien się uspokoić - twórcy mają słyszalną świadomość The Internet czy Andersona .Paaka, tę szczyptę kosmosu. Ani trochę nie mulą.

Ciepło i pozytywna energia człowieka za mikrofonem jest nie do przecenienia. Ledwo kończy się intro, a już śmieje się zapowiadając "luźny rapik w kapciach". Wersy "Twoje oczy tak jak kwiat / kwitną kiedy się uśmiechasz / włosy tak jak kwiat / pachną jak miłość i relaks", które czytane pod nosem brzmią zapewne pretensjonalnie, wykonuje tak, że prezentują się wyłącznie zmysłowo.

Kiedy treść zaczyna wydawać się zupełnie drugorzędna jest w stanie zwrócić uwagę zupełnie literackim wersem pokroju "w samotności sam przed lustrem grałem w karty / znów przegrałem parę drobnych, parę mebli".  Często rytmizuje numery rozpoczynając linijki od tych samych słów, powtarzając konstrukcję - to bardziej piosenkowy patent. Ale też kiedy chce szyje bez problemu ściegiem podwójnego rymu w stylu "chleb na życie / flex na bicie / seks na tripie". Na szczęście nikomu niczego nie próbuje udowodnić, bo to zabiłoby płytę.

A ta żyje i ma się bardzo dobrze. Trudno nie czuć mięty do Mięthy. Pięknie ją opakowano, dobrze wybrano single - "Autoportret" jest najlepszy na krążku, zaś "Star$" przykuwa powracającym motywem lirycznych, syntetyzowanych (albo i samplowanych) smyków. To pierzyna na coraz dłuższe, coraz zimniejsze noce. Przykryjcie się.

Miętha "Audioportret", Asfalt Records

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas