Od premiery "Monologówmuzyki" minęło siedem lat. W tym czasie ci, którzy chcieli zarobić na hip popie spakowali manatki. Ich miejsce zajęli dawni twardziele, skłonni przehandlować remizom resztki reputacji. Weterani głaszczą i gryzą się na przemian, próbując podpiąć pod nowe. A Doniu wraca na zgliszcza polskiego mainstreamowego rapu. W niezłej formie.
"Ja nie wiem skąd ty jesteś, i twoje przydupasy, gdy zaczynałem, Palikot robił wina drugiej klasy" - obwieszcza w rozpoczynającym "Dialogimuzykę" singlu "Wracam". W kolejnych utworach doda jeszcze coś o "przecieraniu szlaków" i że "brał te nagrody, kiedy były coś warte". Co racja, to racja. Ale mnie interesuje materiał, nie otoczka.
Doniowi udało się wyciągnąć wnioski. Właściwie brak tego co najbardziej denerwowało na poprzedniej solówce - rzewnych refrenów gospodarza (jest raptem jeden, w "Będę") i obciachowych sformułowań. "W trasie" pokazuje nawet, że twórca jest w stanie wyzbyć się piętna człowieka wychowanego na Kombi - kawałek ma zwarte dęciaki, dobry bas, chórki, jednym słowem groove.
A jednak najlepiej wychodzi artyście szpikowanie hip hopu elementami tanecznej elektroniki. Trafia w dobry ku temu czas, okazuje się efektowny, skuteczny i charakteryzuje rzadkim u niego umiarem. Szkoda trochę bitu do "Świat może stanąć", zdominowanego i zepsutego przez Wolfa, chrapliwego refrenistę nasuwającego na myśl najchudsze lata rodzimego rocka. Mimo tego, Doniu zdaje egzamin producencki dobrze. Proszę tylko posłuchać jak we "Wracam" klei do siebie sampel wokalny, gitarę elektryczną oraz beatbox i jaką dynamikę brzmienia uzyskuje. Gdybym robił u nas rapową płytę celowaną w główny nurt, to ze zwrotkami Soboty, Kajmana, Tedego i Gedza, refrenami Mroza i Afromental oraz dwoma-trzema podkładami od bohatera tej recenzji. Nie mam wątpliwości.
Trochę mniej przekonania mam do Donia za mikrofonem. Nie chodzi o jakieś warsztatowe błędy, nie przy tym stażu. Płyta trzydziestolatka zaznajomionego z kulisami branży, a jednak będącego jedną nogą poza nią, gościa który miał moment triumfu i podniósł się z chwili słabości powinna być ciekawsza. Jest na "Dialogach..." sporo interesujących wątków - np. balanga w Trójmieście za kasę ze sprzedanego samochodu, sytuacja, w której sam zainteresowany doszedł do momentu, gdy nie był w stanie rozpoznawać się na robionych mu zdjęciach czy "małe fałszerstwo", ale potraktowano je zdawkowo. Pocztówka ze starego Poznania w "Tej" gubi połowę kolorytu, bo rap jest za szybki. Manchesterska historia "Między słowami" byłaby filmowa, gdyby ją konsekwentniej, staranniej opowiadać. Niestety, raper stawia kropki, odbiorca ma zaś je sobie łączyć. W głowie zostanie mi zatem niewykorzystany motyw "mamy po trzy dychy dziś, zasuwamy SUV-ami", świetny dwuwers "mieć własny kompas, nieraz własną północ / czasem bez gadania iść do pracy na siódmą" oraz dwie fajne, klimatyczne retrospektywy: "Pisany na kartach" i "Kilka centymetrów".
W rezultacie płyta "Dialogimuzyka" broni się, podczas gdy mogłaby atakować. Po "Tej" traci impet, rozmywając się w niezbornych, bardziej popowych numerach z ich wylewającymi się melodiami. Epicentrum tragedii stanowi weselne, samplujące arabski szlagier rai "Pij i graj". Przez lata Doniu ewoluował, szlifował talent, wciąż nie doczekując się niestety ostrego producenta wykonawczego i krytycznego, znającego się na muzyce wydawcy. To słychać.
6/10