Mateusz Gędek: "Nie chciałem śpiewać kolejnej piosenki o niespełnionej miłości" [WYWIAD]
Mateusz Gędek, znany wcześniej z programu "The Voice Kids" oraz boysbandu 4Dreamers, dziś konsekwentnie odcina się od tamtych doświadczeń. Niedawno wydaną EP-kę "Po Fakcie" traktuje jako nowy początek - pierwszy w pełni autorski i niezależny projekt. To materiał, który pozbawiony jest jakichkolwiek kompromisów. Z tej okazji porozmawialiśmy z Mateuszem Gędkiem o kulisach powstawania tej EP-ki i zerwaniu z łatką "chłopaka z 4Dreeamers".

Wiktor Fejkiel: EP-ka "Po Fakcie" to twój pierwszy większy solowy projekt. Czujesz się jeszcze debiutantem?
Mateusz Gędek: - Choć nie jest to moje pierwsze spotkanie z muzyką, nie pierwszy singel, nie pierwsze wyjście do ludzi z autorskim numerem, to zdecydowanie czuję się debiutantem. Nie zdarzało się wcześniej, bym wypuszczał projekt tak bardzo mój, który w stu procentach wyszedł z mojego pokoju. Bez dziesiątek konsultacji, bez miliona poprawek od ludzi, którzy "wiedzą lepiej". To była czysta potrzeba zrobienia czegoś własnego i pokazania tego tak, jak to poczułem. W tym sensie "Po Fakcie" jest dla mnie debiutem najprawdziwszym z możliwych.
Poczułeś taką ulgę, uwolnienie, że wreszcie możesz w pełni realizować swoje pomysły?
- Nie wyprę wszystkiego, co dotychczas zrobiłem, ale jestem bardzo zadowolony, że tak się potoczyło z tą EP-ką. Traktuję ją trochę jak swój manifest, powiedzenie światu, że to jest totalnie to, w co chcę teraz iść. To jest pierwszy raz, kiedy nie czułem, że ktokolwiek narzuca mi ramy. Robiłem muzykę z ludźmi, których znam, z którymi dobrze się czuję. Nie było żadnych terminów, nie było sztywnego planu. Chcieliśmy po prostu zrobić jak najlepsze rzeczy i wysłać je w świat. Nie myśleliśmy o tym, czy to się sprzeda. Najważniejsze było to, by ten materiał podobał się mi.
EP-kę promował utwór "Garnitury", który również zaczyna całe wydawnictwo. Dlaczego właśnie ten kawałek uznaliście za najbardziej reprezentatywny?
- Jest najbardziej bezkompromisowym numerem z całej EP-ki. O polityce nie za często się rozmawia w muzyce. Jest mocny, bez owijania w bawełnę, i dotyka tematów, które rzadko pojawiają się w piosenkach. Nie chciałem śpiewać kolejnej piosenki o niespełnionej miłości. Chciałem wykrzyczeć, co mnie wkurza - z taką myślą powstawał te utwór.
Pięć utworów to niewiele, ale "Po Fakcie" brzmi bardzo spójnie. Miałeś od początku plan, by to był zamknięty koncept, a nie po prostu zbiór kawałków?
- Tak, definitywnie. Każdy z tych numerów opowiada o jakiejś złej decyzji, którą podjąłem i zrozumiałem za późno. Stąd też sam tytuł "Po Fakcie". To opowieść, co mnie denerwuje we własnym życiu, co mnie denerwuje w polityce, ale też trochę autoanaliza. Każdy z tych utworów to pojedyncza historia, którą mogłem zrobić rzeczywiście inaczej.
Zamykający EP-kę "Komunikat" to też dobry przykład, tej swobody w eksperymentowaniu i wolności twórczej…
- Ja nie będę kłamać - ten utwór jest w ogóle niedokończony, ale taki miał być. Zależało mi, by zostawić sobie jakąś otwartą furtkę, przekazać, że ciąg dalszy jeszcze nastąpi. To też w ogóle kawałek, który zrobiłem całkowicie sam, tam już żadnych hamulców nie było. Wykrzyczałem na nim to wszystko, co siedziało we mnie od dawna.
W twojej muzyce słychać dość mocno inspiracje klimatami retro - i w brzmieniu, i w estetyce. Skąd u tak młodego artysty fascynacja taką stylistyką?
- To chyba kwestia muzyki, na jakiej wychowywałem się w domu. Od strony mamy był to Maanam czy The Police. Od taty głównie Linkin Park. Więc trochę melancholii, trochę buntu, niekoniecznie w ten taki wyidealizowany sposób. Wydaje mi się, że to też odzwierciedla, jakim jestem człowiekiem - ja też popełniłem w swoim życiu mnóstwo błędów i ten "piach" w brzmieniach też dobrze to oddaje.
Patrząc po tych artystach, na których się wychowałeś, porównania do Mroza nie wydają się odrealnione, a one pojawiają się dość często…
- Mroza śmiało mogę zaliczyć do grona swoich idoli. Bardzo cenię sobie jego twórczość i brzmienie. Ten sound, który sobie wyklarował przez całą drogę muzyczną, to absolutne złoto. I rzeczywiście przy "Garniturach" poczułem, że brzmi to trochę jak Mrozu, ale było to dla mnie totalnie na plus. Porównania do artysty, który do mnie przemawia i robi tak fantastyczną muzykę, są naprawdę dla mnie miłe.
"Na części pierwsze" to też taki utwór, który jest przykładem dojrzałości w twojej twórczości. Czujesz, że udało ci się zerwać z łatką "chłopaka z 4Dreamers"?
- Mam szczerą nadzieję, że tak, bo z tym Mateuszem, który śpiewał piosenki o tym, że nigdy nie spełni się sekret, który znasz, nie mam już praktycznie nic wspólnego. Zależało mi na tym, by ludzie załapali, jaka muza kręciła mnie od początku, na czym się wychowywałem i co grało mi w serduchu. Wiadomo, że to były niesamowicie fajne przygody i ogrom doświadczenia, ale chciałbym rozpocząć nowy etap w swojej twórczości.
Jak z perspektywy czasu wspominasz swój udział w "The Voice Kids"? Wiedząc, jak to wszystko się potoczy, zdecydowałbyś się ponownie pójść taką drogą?
- Dla nastoletniego dzieciaka taki program to fantastyczna przygoda. Doświadczenia, które możesz tam zdobyć, nie idzie dostać nigdzie indziej - obycie z kamerą, radzenie sobie ze stresem czy praca z muzykami. To jest wiedza, która jest po prostu bezcenna. Jednocześnie uważam jednak, że w moim przypadku udział w jednym takim programie to wystarczająco. Mam już wszystkie narzędzia, którymi chcę pracować na swoją przyszłość muzyczną. Wiem też, jakimi prawami rządzą się te programy za kulisami i nie chciałbym bawić się w to jeszcze raz. To była świetna przygoda, fajne doświadczenie, ale na tym myślę, że pozostanę.
Udział tam dodał ci więcej pewności siebie czy presji?
- Zdecydowanie pewności siebie, wiesz, sam program nie zostawił mnie z jakąś traumą. Spokojnie mogę jednak powiedzieć, że tego stresu później sobie sam sporo nawarzyłem w zespole. 4Dreamers to był projekt, w którym już były nieprzespane noce ze stresu czy wypadanie włosów. Jak na tak młodego nastolatka, była to naprawdę ogromna presja. Ale sam program - fenomenalne doświadczenie!
Jest jakaś szansa na reunion 4Dreamers czy temat jest kompletnie zamknięty?
- Muszę przyznać, że taka propozycja padła mniej więcej dwa lata temu. Tylko że z mojej strony to już definitywnie zamknięty temat. Nie wiem, jak zaopatrują się na to chłopacy, bo nasz kontakt sprowadza się tylko do wzajemnego obserwowania na socialach. Natomiast, nawet jeśli z ich strony pojawiłyby się jakieś chęci, to dla mnie ten temat jest już całkowicie zamknięty - ten etap w swoim życiu mam już za sobą.
"Po Fakcie" to EP-ka, która wskazuję jasno, w którą stronę muzycznie będziesz teraz podążać?
- Wydaje mi się, że szukanie siebie muzycznie mam już za sobą. Rok temu, gdy zacząłem trochę więcej produkować własnych rzeczy, więcej pisać, to był to fantastyczny moment. Natomiast era tych wszystkich kompromisów jest już dla mnie zamknięta. Mam otwarty świeży horyzont, który jestem gotów eksplorować jako muzyk. Jestem już w pełni świadomy, gdzie idę i po co idę.
Czego sobie życzysz na najbliższe miesiące?
- Ta EP-ka to najbardziej przełomowy moment w całej mojej karierze, natomiast mam już plan na debiutancki longplay - i na tym teraz się skupiam. Natomiast poza tym, życzyłbym sobie wytrwałości, niewypalenia się i dużo snu, takiego jakościowego, bo ze spokojną głową można zrobić najwięcej.