Wielki głos TSA na solowym debiucie sięgnął po zapomniane klasyki polskiego rocka z lat 60. i 70. Rezultat budzi mieszane uczucia.
"Ten, kto ma dostęp do źródła, nie czerpie z kałuży" - Marek Piekarczyk obrał ten cytat z Leonarda da Vinci na motto płyty. 58-letni wokalista, uznawany za jednego z najlepszych frontmanów i głosów polskiego rocka, postanowił przypomnieć takich wykonawców, jak Test, Klan, Niebiesko-Czarni, Polanie czy Michaj Burano. Trochę szkoda, że momentami ustawił się w roli kustosza bigbitowych ramotek.
Marszowe "Chłopcy do wojska" Niebiesko-Czarnych w ustach urodzonego pacyfisty Piekarczyka nawiązują do równie przejmującego utworu "Pierwszy karabin" TSA z płyty "Rock'n'roll". Wokalista szykuje do tej kompozycji mocny strzał między oczy - wideo z ujęciami z toczącej się wojny w Afganistanie.
Najlepiej wypadają jednak nowocześnie brzmiąca, dynamiczna, gitarowo podrasowana wersja przeboju "Nie przejdziemy do historii" Krzysztofa Klenczona i Trzech Koron oraz rozśpiewany, niemal hipisowski hymn "Nie widzę ciebie w swych marzeniach" Skaldów, w którym dobrą robotę robią smyki i chórki w tle, wzmacniające urozmaicony wokal Piekarczyka. Słychać tu echa Joe Cockera i jego interpretacji "With A Little Help From My Friends" z festiwalu Woodstock. Żałuję, że na płycie nie znalazło się więcej tego typu rockowych pereł.
Niektóre numery nie przeszły próby czasu, przez co na płycie - nawet w dobrych interpretacjach Piekarczyka - sprawiają wrażenie wypełniacza (bluesowe "Na betonie kwiaty nie rosną" Niebiesko-Czarnych, balladowe "Całe niebo w ogniu" Michaja Burano). Odniosłem też wrażenie, że Piekarczyk podszedł do materiału ze zbyt dużą atencją. Brakuje mi tu ryknięcia dobrze znanego z klasyków TSA, które zrzuca kapcie - zwłaszcza te filcowe, z muzeum... - z nóg.
Podczas przygotowywania i wybierania utworów powstało tyle materiału, że ponoć są szanse na kontynuację "Źródła", z nagraniami Czesława Niemena czy Marka Grechuty. Wprawdzie mocno wątpię, by za sprawą tego albumu fani rocka nagle rzucili się w poszukiwaniu oryginalnych wersji Niebiesko-Czarnych czy Skaldów, ale chwała Piekarczykowi za rzucenie światła w ten zapomniany kąt historii polskiej muzyki.
6/10