Lżejsza beczka dziegciu

Strachy na Lachy "!TO!", SP Records

Okładka albumu "!TO!" zespołu Strachy na Lachy
Okładka albumu "!TO!" zespołu Strachy na Lachy 

W oryginalny sposób promuje Grabaż nowe wydawnictwo swojego zespołu. Opowiada on mianowicie, jak wspaniałą płytą była ta poprzednia.

To na pozór mało racjonalne zachowanie ma w sobie logikę: po pierwsze obniża poprzeczkę oczekiwań, po drugie sygnalizuje, że album "!TO!" nie pretenduje do bycia płytą ważną, tak jak pretendowała "Dodekafonia" z 2010 roku.

Rzeczywiście, jest lżej - zarówno w warstwie muzycznej, jak i tekstowej - choć wcale nie pogodnie. Co to, to nie.

Grabaż niezmiennie serwuje słuchaczom beczkę dziegciu i, opcjonalnie, łyżeczkę miodu.

Swoim młodym fanom bez ogródek mówi, że są mu obcy i gorsi niż ich starzy, a zwracając się do rówieśników, konstatuje: "trafiliśmy na ślepe tory" ("Gorsi"). Polska, portretowana na "Dodekafonii" jako "brudny ryj z wąsem", wcale nie zyskała w oczach Grabaża. Mesjanizm, kult klęsk i nieustającej żałoby ewidentnie gryzie wokalistę: "Specyficzny to kraj - o ja pierniczę / Gdzie najlepiej sprzedają się znicze / Otóż tutaj znicze idą jak woda / W zniczach przegląda się nasza uroda" ("Bloody Poland"). Poczet zjawisk przykrych zamykają hejterzy, dowcipnie skrytykowani w singlu "I Can't Get No Gratisfaction".

Nieco weselej (choć mogą to być tylko pozory) dzieje się w "Sympatycznym atramencie" ("Wabią nas basy / I dekoltów dziewczyn las / Błogosławione są hałasy / Łomot nam wyostrza smak"), a także pod koniec - romantyczny numer "Żeby z tobą być" to udana kontynuacja przeboju "Dzień dobry kocham cię".

Mimo że Grabaż narcystycznie kokietuje, iż "!TO!" jest albumem bez "grabażyzmów", to kilka fraz na pewno wyląduje na facebookowych statusach, na przykład: "Jesteś moją najpiękniejszą katastrofą".

Lekkość "Tego" objawia się nie tyle w treści, co w formie: słowa nie są tak bezwzględne, główny bohater jakby mniej przygnębiony, a muzyka podryguje w głośnikach żwawo i - co dostrzeżono już na "Dodekafonii" - niekiedy pidżamowo. Wydaje się, że dzisiejsze Strachy, już bez akordeonu, stały się syntezą późnej Pidżamy Porno i wczesnych Strachów.

Jak na płytę niepretendującą, nieżądającą owacji na stojąco i pokątnie ocieranych łez wzruszenia, jest !TO! dzieło zgrabne, spójne i przyjemne w odbiorze.

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas