Lekkie pociągnięcie smyczkiem

Sting "Symphonicities", Deutsche Grammophon

Na "Symphonicities" Sting nie poszedł na łatwiznę
Na "Symphonicities" Sting nie poszedł na łatwiznę 

Z pozoru łatwy skok na kasę, ale rzeczywistość pozytywnie rozczarowuje. Okazuje się, że można dołożyć orkiestrę, która coś wnosi do oryginalnych wykonań.

Po modzie na wykonania unplugged przyszedł czas na falę płyt i koncertów, na których głównie rockowym i metalowym wykonawcom (choćby Metallica, Sorpions, a ostatnio Serj Tankian, czy na polskim poletku Dżem, Perfect i Coma) towarzyszyły orkiestry symfoniczne. Efekty w większości przypadków były mocno dyskusyjne - brakowało pomysłów na aranżacje, smyki grały swoje, a zespoły swoje. Kasa z reguły i tak się zgadzała, bo był to po prostu nowy pomysł na wydanie składanki typu "best of".

Nieco inną, trudniejszą drogę wybrał Sting na "Symphonicities". Po pierwsze słychać, że kapitalną robotę odstawił Rob Mathes (na koncie współpraca z m.in. Lou Reedem, Sade i Beckiem), odpowiedzialny za większość aranżacji. Orkiestry - The Royal Philharmonic Concert Orchestra, The New York Chamber Consort i The London Players - pod dowództwem Mathesa i Stevena Mercurio (pracował m.in. z włoskimi tenorami Luciano Pavarottim i Andreą Bocellim) nadały nowego blasku kompozycjom Stinga, dając kontrapunkt dla jego charakterystycznego głosu. A trzeba zaznaczyć, że na tej płycie 58-latek imponuje formą wokalną!

Po drugie, Gordon Sumner postawił na niezbyt oczywisty zestaw numerów. Poza takimi klasykami, jak "Roxanne" i "Every Little Thing She Does Is Magic" The Police czy "Englishman In New York", Sting sięgnął m.in. po "The Pirate's Bride" (do tej pory dostępny tylko na singlu "I Was Brought To My Senses"), "End Of The Game" (pełna wersja tylko na singlu "Brand New Day") i "You Will Be My Ain True Love" (w oryginale był to duet z Alison Krauss z filmu "Wzgórze nadziei").

Brytyjczyk jest w takim wieku i ma taką pozycję, że nikt nie oczekiwał od niego wielkich rewolucji - nie ma tu wywracania utworów na lewą stronę, szukania drugiego dna. W takim "Englishman In New York" trzeba się nawet doszukiwać różnicy z oryginałem. Ale to wyjątek.

Sprawdźmy pewniaka - z "Roxanne" Sting zrobił nieco soulującą balladę, nie tracąc dramatycznego przesłania pieśni o miłości do prostytutki. Orkiestrową perełką jest otwierający album "Next To You", dynamiczny utwór z pierwszej płyty The Police. Sting z pasją akcentuje kolejne słowa, atakując niczym Robert Kubica zakręty na torze Formuły 1. Smyki nie zostają w tyle, tnąc kąśliwie z punkową werwą, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało w odniesieniu do orkiestry symfonicznej. Trochę szkoda jednak, że to, obok rozpędzonych smyczków z "She's Too Good For Me", najbardziej dynamiczny moment płyty, a pozostałe numery ledwie podnoszą ciśnienie u słuchacza. Taki "When We Dance" jest jeszcze bardziej wymuskany, ma tyle lekkości, co łabędzie piórko.

Na oklaski, poza głównym bohaterem "Symphonicities" i Mathesem, zasłużyła odpowiedzialna za chórki wokalistka Jo Lawry, współpracująca wcześniej ze Stingiem na jego koncertowym DVD "A Winter's Night... Live From Durham Cathedral". Zresztą, za jej sprawą duch tego "zimowego" wydawnictwa unosi się nad przejmującym "You Will Be My Ain True Love".

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas