Reklama

Krzyczy nasza zgraja

Natural Dread Killaz "Ile Lat", Pink Crow

NDK wiedzą co to jest sin semilla, ale nie wiedzą co znaczy ewolucja. Mają porządne, urozmaicone riddimy, za to tak słabe zwrotki, jak te które napisali zrujnowałyby najlepszą muzykę reggae. Nieraz są jak jej parodia.

Ciekawy byłem jak rozwiną się Natural Dread Killaz. Debiutanckie, wydane przed pięcioma laty "Naturalnie" nie było co prawda najlepszym krążkiem, ale bądźmy sprawiedliwi - wówczas wszyscy zakotwiczeni między reggae i hip-hopem nawijali topornie. Późniejsza płyta Mesajah, jednego z członków NDK, rokowała już przyzwoicie. Było trochę wdzięcznych tekstów, przebojowych melodii. Jednym słowem - potencjał.

Reklama

To jak krążek "Ile Lat" brzmi może ucieszyć. Syntetyczna piszczała i syreny zwiastują dancehallowe szaleństwo, ale częściej bywa jednak przyjemnie organicznie - tu efektowna gitarowa zagrywka, tam zgrabny klawisz czy rytm bity na etnicznym bębnie. A żebyśmy się nie zanudzili klimatami nazbyt bliskimi jamajskim korzeniom, dostarczono nieco innowacji. Nie, że od razu dubstep i afrojazz, niemniej jest nieźle: "Pusta Kiermana", z gościnnym udziałem Jose Torresa i Papy Julia zaprasza do latynoskiej fiesty. Patentów wykorzystanych w "Integracji" nie powstydziłaby się czołówka amerykańskich producentów hiphopowych - oczywiście w czasach, kiedy nie dominował jeszcze crunk. Orientalna "Fatamorgana" nie tylko trzyma się kupy, ale pomiędzy egzotyczne dźwięki zręcznie udało się wpasować wokale. Tłuściutkie, funkowe "Wydaj Płytę" buja jak morze łupinkę orzecha. I jeszcze te chórki - paluszki lizać.

Łyknąłem więc muzykę, przebolałbym i tematy. Kiedy wydaje się, że politycy nie mogą rozczarować nas bardziej i od dna należy się odbić, nasi parlamentarni reprezentanci wgryzają się w glebę. To dobry czas na refren w stylu "Poczucie bezpieczeństwa. Czy dasz mi to? Poprawa życia społeczeństwa. Czy dasz mi to? Odrobinę człowieczeństwa - okaż mi to. W zamian dajecie nam wybory, żeby wybrać mniejsze zło". Zwłaszcza, że po mistrzowskim skicie wydaje się, że chłopaki z NDK są łebskie i ogarną temat. Marihuana? Jakże mogłoby jej nie być na reggae'owej płycie. I znowuż właściwy moment, by po rozprawie z dopalaczami jeszcze raz poruszyć temat legalizacji, bo wydaje się, że może władze czegoś się nauczyły i trzeba na nie naciskać. Niestety, po kwiatkach takich jak "Pon deh fyah, krzyczy nasza zgraja, wytrzymają ci co mają siłę i jaja, a ja ryczę do was głośno like a lion, more fire, more fire!" czy też "Ra ta ta ta, na ulicy słychać strzały, zawinęli bra ta ta, myśleli, że ma przy sobie gnata, a miał ba ta ta, jego morda ciapa ta ta, chciał się wytłumaczyć, a dostał dwa la ta ta" zamiast iść pohańbić babilon ryczałem ze śmiechu.

Nie zawsze jest tak zabawnie. Dominuje złota rada ulicznego rastamana podana w sposób obrażający każdą myślącą samodzielnie jednostkę i rymy klejone tak na odwal się, że pijany nastoletni freestylowiec wstydziłby się wrzucić je na You Tube. Niebywałe, jakby "Inadibusu" Vavamuffin, "Ciężkie Czasy" EastWest Rockers, czy "L.S.M" Junior Stressa nie tylko się nie wydarzyły, ale też nigdy nie miały się u nas wydarzyć.

4/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Natural Dread Killaz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy