Komu Czesław odebrał Miłosza?

Czesław Śpiewa "Czesław śpiewa Miłosza", Mystic

Czesław Mozil nie postawił pomnika Czesławowi Miłoszowi
Czesław Mozil nie postawił pomnika Czesławowi Miłoszowi 

Czesław nie znosi poezji śpiewanej, więc postanowił zaśpiewać poezję. Chciał wydobyć z Miłosza drania, ale przede wszystkim wydobył z siebie bajarza pełną gębą.

Dziś już wiemy, że "Czesław śpiewa Miłosza" nie jest najpopularniejszym albumem Mozila. Ale mam wrażenie, że włożył w niego najwięcej serca i jest z niego najbardziej dumny.

Czesław uparcie wczytywał się w tomiska podarowane mu przez Agnieszką Kosińską, sekretarkę słynnego noblisty, i poukładał wszystko po swojemu. Wybrał to, co zrozumiał - a nie ukrywa, że wiele nie rozumiał. Dzięki selekcji przez pryzmat własnych wrażeń śpiewa Miłosza przekonująco. Przy zmniejszonych aranżacjach i bajkowo-kominkowej aurze na pierwszy plan wybijają się słowa.

Wyrywa Czesław poezję ze stereotypów i za to należą mu się największe pochwały. Śpiewając poezję, polemizuje z poezją śpiewaną. Rzuca też wyzwanie polonistom, krytykom literackim, znawcom, którzy - często niechcący - zabierają poetę zwykłym ludziom, zamykając go w celi Niekończących Się Dyskusji Na Bardzo Wysokim Poziomie. Czesław jest tym, który przekonuje, że wiersze to nie tylko "ą-ę", to nie tylko szkolne "co autor miał na myśli", wreszcie - nie tylko dyskusje mądrych ludzi w niemodnych swetrach.

Poezja nie musi być trudna - nie wiem, czy taka myśl przyświecała Miłoszowi, nie śmiem nawet zgadywać, ale na pewno przyświecała Mozilowi.

Czesław w charakterystycznie naiwny sposób opowiada słowami Młosza o dzieciach, które wracają ze szkoły ("widuję je, kiedy wracam z melanżu" - śmiał się muzyk w wywiadzie), wychwala prasowaczki koszul, których imiona niestety nie będą pamiętane, fałszuje tam, gdzie mowa o artyście, zastanawia się nad fenomenem słońca, które ma wszystkie barwy w sobie, ale tak na dobrą sprawę to nie ma żadnej barwy, wreszcie kreśli w "Postoju zimowym" czarujący, zimowy pejzaż. Przykuwają uwagę te opowieści, frapują, wywołują uśmiech.

Wyzbył się, pewnie na chwilę, punkowej duszy, której dopatrywano się w "Debiucie". Dźwięków jakby mniej, ale przez to każdy ma większą wagę. Stylistycznie wyróżnia się jazzujący utwór "Na ścięcie damy dworu", a także pełen grozy, niepokoju "Do Laury" z kontrapunktem w postaci rozmarzonego refrenu w wykonaniu Anety Todorczuk-Perchuć.

Reszta pioseneczek, jak mówi o swojej twórczości Czesław, to akustyczne bajki, bajeczki, w których nie mogło oczywiście zabraknąć akordeonu. Wszystko to krótkie, na przykład kompozycja "One" ma niewiele ponad minutę. Ledwie się płyta zaczyna, a za chwilę mamy już ostatni utwór. Trochę w myśl zasady, że im mniej słów, tym więcej znaczą. Ale też nie stawia Czesław liter drukowanych, pozłacanych. Nie jest to pomnik Miłosza. I dobrze, tak lepiej.

7/10

Zobacz teledysk ilustrujący utwór "Do Laury" z tej płyty: