Komety znane i nieznane

Komety "Luminal", Jimmy Jazz

Komety nie są królami wydajności
Komety nie są królami wydajności 

Na nowy studyjny album Komet czekaliśmy cztery lata. Po tym czasie dostaliśmy pół godziny muzyki. Panowie nie są może królami wydajności, ale wciąż wiedzą jak nagrać rockową płytę, której słucha się wielokrotnie, za każdym razem od a do zet. Stanowią też złoty środek między mordowanymi przez rutynę dinozaurami i pretensjonalnymi juniorami.

Już od jakiegoś czasu próbuję wyleczyć się z Komet. I tym razem prawie się udało. Singel "Osiemnaste urodziny" jest naprawdę niedobry. Od samego początku brzmi jak jeden z wcześniejszych numerów grupy - to, że od razu nie wiadomo który świadczy zaś tylko o tym, że co najmniej kilka z nich zlewa się ze sobą. Lesław z tym swoim głosem, co to jak mówią sprawdziłby się w Perfekcie, nie robi zupełnie nic ciekawego. W dodatku kolejny raz próbuje wejść w skórę młodej dziewczyny - wiem, we "Wreszcie w ciąży" wyszło to bardzo dobrze, tym razem można mieć wątpliwości. Poza tym smyczki i cymbałki? Komety skrzykują się w starym składzie swojego poprzedniego wcielenia, legendarnej Partii i mają czelność oferować tego typu pretensjonalne ozdobniki, zamiast stylowej mieszanki rockabilly i punk rocka w której byli tak dobrzy?

Nic to. Gniew trochę opadł, sięgnąłem po cały album i wiem, że niestety z tą ekipą szybko się nie rozstanę. Po prostu nie da rady. Kluczowa inspiracja pozostała, bo nikt nie kryje fascynacji epoką Hłaski, Cybulskiego, Tyrmanda, wczesnego Niemena. To mogłaby być ścieżka dźwiękowa do polskiej wersji "Mad Men" czy upragnionej ekranizacji "Złego". Czasem chciałoby się, że to by wszystko brzmiało bardziej wyraziście, ostrzej, mocniej, ale taki już retro-urok "Luminalu", budowany za pomocą klimatycznych organów hammonda, nonszalanckich gitar, gęstych perkusji. Cieszyć nimi należy się póki można, bo krążek jest ostentacyjnie wręcz rozstrzelony gatunkowo.

Miłośnicy brudnego rockandrollowego czadu z punkowym zacięciem pokochają "Niebezpieczny mózg" i "Zazdrość". Ich dziewczyny odetchną przy schludnym, ładnie wykorzystującym wibrafon oraz trąbkę "Mogłem być tobą", i wysączą margeritę do wtóru tęsknego, latynoskiego "Powiedz to teraz" będącego niczym wspomnienie z meksykańskiej trasy Komet. Nie do przeoczenia jest "Karolina" - swingujący numer z knajpianym pianinkiem może kojarzyć się z "Nikt nie kupuje twoich płyt", ale jest jeszcze bardziej jadowity. Wersy "Praca, której nie lubisz / związek, w którym się dusisz / Dom, w którym umierasz / Meble, które dobrze znasz" grawerują się w pamięci słuchacza dużą czcionką. O ile grupa zaliczyła już wcześniej flirt z funkiem, nie radząc sobie zupełnie w pokracznym, inspirowanym późnym The Clash "Warczą silniki", tym razem jest dobrze. Mayfieldowska sekcja dęta i soulowy żywioł rozpalają "Inaczej" do białości. Trudno się zdecydować czy lepsza jest muzyka, czy wersy tak celne jak: "Kłótnie rodziców, które słyszysz za ścianą / Dwa monologi, które znasz już na pamięć / konstruowane, żeby wywoływać ból / Dwa monologi znów kołyszą Cię do snu".

Zwykle tego typu dylematów brak, bo to tekstami Lesława zespół stoi. Ten pisze prosto, momentami nawet bardzo. Nie wydaje się typem natchnionego artysty, co to dziś wyrzuci z siebie w kwadrans parę zwrotek, a jutro je nagra. Widzę go oczyma wyobraźni jak z zafrapowaną, ponurą miną obserwuje dwudziestą wersję piosenki maniakalnie szukając zbędnych wyrazów do wykreślenia, jeszcze trafniejszego określenia. Przy tym nie bawi się sloganami i nie żongluje krągłymi słówkami, nic u niego nie jest "sexy" ani "catchy", tworzy mądrze podpatrzone, angażujące emocjonalnie układanki. To nie jakiś tam polot, co łaskawie zaszczyci chłystka, to ciężka praca, doceniana przez słuchacza tym bardziej, im więcej słucha. Ja jeszcze trochę posłucham. To pewne - choć "Luminal" nie trzyma poziomu najlepszych dokonań Partii, wytrzymuje konkurencję z dowolną płytą Komet.

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas