Katy Perry obejmuje prowadzenie ("Prism" - recenzja płyty)

Spośród tzw. popowych księżniczek to właśnie Katy Perry wydała najlepszy w tym roku album. Co na to koleżanki?

Jaśniejąca okładka albumu "Prism" Katy Perry
Jaśniejąca okładka albumu "Prism" Katy Perry 

Katy Perry wypuściła płytę krótko po Miley Cyrus, a tuż przed Lady Gagą i Avril Lavigne. Ponoć muzyka to nie zawody sportowe, ale Katy Perry właśnie zrobiła koszykarski wsad. Nie wiemy jeszcze, jak na to odpowiedzą Gaga i Lavigne, tyle że serca masowej publiczności mogą być już zajęte...

Na potrzeby "Prism" Katy Perry zrezygnowała z cukierkowego image'u, który trochę niechcący uczynił wokalistkę gwiazdą dla dzieci; było to zresztą przedmiotem kpin fanów innych, rzekomo poważniejszych gwiazd żeńskiego popu.

Wraz ze zmianą image'u skorygowany został repertuar Katy. Wciąż odpowiadają za niego mający niebywałą smykałkę do tworzenia hitów Max Martin i Dr. Luke, ale tym razem dali Amerykance piosenki, które nad kolorową lekkość tanecznego bitu stawiają rozmach i emocje.

Wszystko to oczywiście przy współudziale samej Katy Perry, która wyśpiewuje teksty dużo bardziej osobiste i, to słychać, szczere. Zwłaszcza w takich "nagich" balladach jak "Unconditionally", "Double Rainbow" czy "By The Grace Of God".

Z kolei singlowy hit "Roar" czy następujący po nim numer "Legendary Lovers" dobrze ilustruje zmianę w tej w zamiarze przebojowej części albumu "Prism"; polega ona na dodaniu do piosenek Katy większej przestrzeni i może nie monumentalności, ale na pewno pewnej podniosłości. Refreny to już nie jest podskakiwanie na skakance, ale raczej rozkładanie szeroko rąk i celebrowanie każdego wersu.

Nie żeby klubowy bit został całkowicie wyrugowany. W "Walking On Air" uderza po słuchawkach aż miło. Zwiększył się jednak wachlarz serwowanych przez Katy emocji w porównaniu z "Teenage Dream" i "One Of The Boys". Wtedy mieliśmy dziewczynę z Kalifornii, która biega wesoło z lizakiem po plaży i podrywa facetów. Teraz objawiła nam się kobieta, która, owszem, lubi się zabawić, ale też świadomie i dojrzale przeżywa chwile piękne i niepiękne.

Dopiero za sprawą "Prism" przestałem traktować Katy Perry jako atrakcyjny awatar Maxa Martina i Dr. Luke'a. Kto wie, może już na następnej płycie stanie się artystką?

Katy Perry "Prism", Universal

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas