Junior Stress "Sound Systemowej Sceny Syn" (recenzja): Młody duchem, stary doświadczeniem
Proszę nie dać się zwieść "Juniorem" czy "synem", bo ten facet mógłby seniorów i ojców wiele nauczyć. Lubelski artysta nie spalił żadnego mostu, za to dopracował swój silny styl w optymalnym mariażu reggae i rapu.
Kto pamięta jeszcze "L.S.M."? Jakby co, warto sobie debiut Juniora Stressa przypomnieć. To był spontaniczny, nagrywany z wyraźną frajdą krążek żeniący reggae z hip hopem w możliwie naturalny sposób. Z podwórka, jednak nie knajacki. Z dystansem do siebie i rzeczywistości, który raperzy mieli wówczas naprawdę rzadko. Następne w dyskografii, trzy lata późniejsze "Dzięki" okazało się z kolei rozczarowaniem. Przekombinowany, pozbawiony myśli przewodniej, ostentacyjny w swojej lokalności i rozmywający się przy próbie powiedzenia czegoś ważnego album. Jaki jest zatem "Sound Systemowej Sceny Syn"?
Bardzo udany. To właściwie wszystko co można było u Stressa lubić wcześniej plus lepszy, dopracowany warsztat i odpowiednie proporcje. Proszę zwrócić uwagę na utwór tytułowy, bo jest najlepszym przykładem na harmonijne mieszanie doświadczeń i inspiracji. Słychać w nim beatbox, sampler i syntezator. Dubowo się rozlewa, dancehallowo przełamuje, pobrzmiewają w nim hiphopowe pianinka i tłusty bas. A gospodarz jest przewodnikiem i nigdy nie traci rezonu.
Nim jednak o nim, słowo o twórcach muzyki. Znajdzie się pośród niej chociażby tradycyjne niepodobny do czegokolwiek innego eksperyment Feel-x'a, ale istotniejszą rolę odgrywa kształtowany przez hip hop i soul EMESDE oraz towarzyszący Juniorowi na "Dzięki", ciążący ku klasycznej, organicznej "jamajszczyźnie" SunEl Riddim Band. Nie zabrakło Mothashippa, współpracującego z lubelskim nawijaczem od pierwszej płyty. Ten mulitinstrumentalista, producent bez problemu odnajdujący się w brzmieniach starych jak i nowych, bardziej elektronicznych, nie tylko podrzuca swoje rzeczy, ale też koordynuje tu wszystko i uzupełnia. Może dlatego eklektyzm w końcu nie wymyka się spod kontroli. Warto przekonać się jak bardzo służy Stressowi nerw rapowej produkcji. Gavin Blair dobrze wykorzystał sampel znany z "Tearz" Wu-Tang Clanu,perkusję ustawiając tak, że nawijaczowi zostało sporo miejsca na jego wokalny drybling. Ciężkie od basu, brudne, niepoukładane "To nie ja" Matisa (z Centrum Strona) jako żywo odsyła do pierwszej połowy lat 90. i koniecznie trzeba usłyszeć, że taki podkład nie musi być naszpikowany jadowitym bragga, rozniesiony chrapliwym głosem i przysadzistym stylem - wręcz przeciwnie, melodia, temat i pewna zwiewność we flow dobrze kawałkowi robi.
Bardzo efektownie prezentuje się sposób, w jaki Junior gryzie bit/riddim - bardzo długo czekałem na tych, którzy zrobią to inaczej, a tu mamy odmienne przyspieszenia, odmienne akcentowanie, pewność autentyczną, wypracowaną, nie tylko deklarowaną w tekstach. Co innego zresztą popłynąć po podkładzie, co innego brawurowo go zdominować . Podobać musi się harmonia między warsztatem a tym co jest mówione, bez wciąż notorycznego rozpisywania treści na słowa, które owszem, może się rymują, ale w rozmowie byśmy ich nie użyli. Zwłaszcza środek płyty jest popisem umiejętności. Do zwrotek "Łączności" i "(nie)prawdzie" (co tam się dzieje po pierwszej minucie!) wracałem po wielokroć. Dialog z samym sobą w niepokojącym, dziko prącym do przodu, znakomitym "Ile jeszcze jest w tobie sił" łatwo przechodzi od deklamacji w śpiew, od śpiewu w niemal krzyk. "Przedwczoraj" rozpoczęte jest niewesoło. "Odcięli nam telefoniczny kontakt / bo właśnie wygasł kontrakt / zapomnieliśmy, że nie płaciliśmy im / i nie muszę zaglądać / na stronę swego konta / żeby wiedzieć, że zapłacić nie będzie czym / szlag trafił kompa ze Studia Bomba / nie będzie nagrywania przez kolejne dni / nie będę liczył ile stąd do dna / zanim mnie dopadnie żal" - nawija Junior, po czym utwór rozpromienia się w harmonijnym, słodkim refrenie. Oczyszczające doznanie.
Niechętni polskim twórcom reggae'owym będą mieli się do czego przyczepić - "Big Brader Lajf" przynosi teorie spiskowe, "Nyabinghi" rastafariański wykład Sławomira Gołaszewskiego wygłaszany niestety z łatwą do parodiowania manierą , znajdziemy również nieumiarkowaną, naiwną apoteozę marihuany w "Powiedziano". Słoneczne "Łatwo" to jeszcze jakby stary Junior, z emfazą i dzieleniem słów w wersach. Dla dużej dawki świeżej nawijki na świetnych podkładach warto się jednak przemóc. Mniej analizować, bardziej cieszyć ucho tym, jak to wszystko płynie.
Junior Stress "Sound Systemowej Sceny Syn", wyd. Karrot Kommando
8/10