Halford i... świąt nie będzie
Łukasz Dunaj
Halford "III - Winter Songs", Metal God Entertainment
Człowiek nazywający siebie Metalowym Bogiem nagrał świąteczną płytę? Sting, Tori Amos, a niechby nawet i Peja - ich wszystkich mogę przełknąć razem i z osobna, ale Rob Halford?!
Wokalista Judas Priest, wprawiający swoim wibrującym falsetem szklanki w stan drżenia, uprawia mruczanki o Mikołaju, Trzech Królach i że zimą jest zimno? Armagedon jest bliżej niż nam się wydawało!
Już rzut oka na okładkę powoduje, że trudno zachować urzędową powagę. Skuty lodem i śniegami landszafcik w tle, a na pierwszym planie zadumany artysta. Odziany w skóry, z tatuażami na starannie wygolonej czaszce, pasującymi do tematyki świątecznej, jak wiórki kokosowe do golonki. To jednak nie ostatni dysonans poznawczy, czekający na śmiałków, którzy zderzą się z zawartością "Winter Songs".
Między tradycyjne pieśni, pastorałki, tudzież kolędy, Halford poutykał niczym uszka w świątecznym barszczu, cztery w pełni autorskie propozycje. I to jest chyba jeszcze gorsze, niż milionowa wersja "Silent Night". Album otwiera taka właśnie premierowa "perełka" - "Get Into The Spirit" przynosi bolesny rozdźwięk pomiędzy ewangelizującym tekstem a powermetalowym patataj, skrojonym według najgorszych metalowych klisz. Aż dziw bierze, ze tak doświadczeni muzycy jak Roy Z. (gitara i producent płyty), Mike Chlaściak (gitary) czy Bobby Jarzombek (perkusja), bez cienia żenady oddali swe umiejętności i nazwiska na rzecz tej chałtury. Czy sam fakt nagrywania z Metal Godem odbiera instynkt samozachowawczy czy po prostu Halford tak hojnie płaci?
"Winter Songs" daje się zdzierżyć, o dziwo, tylko w tych najspokojniejszych fragmentach. Tak dzieje się m.in. w utworze tytułowym, autorstwa Sary Bareilles, kiedy Halford przestaje szarżować swoim czterooktawowym głosem i z pewną taką dozą nieśmiałego liryzmu, odpowiednio interpretuje tekst. Chociaż pisanie o nadawaniu głębszych znaczeń tym prostym i ckliwym rymowankom, jest pewnym nadużyciem... Mnie to nie krzepi, ani nie rozgrzewa mego, zapewne lodowatego, serca. A rozterki śpiewaka, który nie zdąży na czas załatwić wszystkich świątecznych sprawunków ("I Don't Care If It's Christmas Night"), obchodzą mnie w równym stopniu, co kolor skarpet, które znajdzie pod choinką.
Zestaw wieńczy staroangielska pieśń "Come All Ye Faithfull", którą przerabiali już niemal wszyscy, od Andrei Bocellego, Franka Sinatry, Celine Dion i Boba Dylana, na Blackmore's Night skończywszy. Oto Halford podpisał ciężkostrawny muzak, który nie ma żadnych szans na odtwarzanie w centrach handlowych w epicentrum przedświątecznego amoku, gdzie jak co roku będziemy katowani do mdłości "Last Christmas" Whamu i "Driving Home For Christmas" Chrisa Rea. Mając za alternatywę "Winter Songs", wybieram... ciszę.
2/10