Reklama

Frosti "ONE FOOT OUT": Miało być tak pięknie [RECENZJA]

Teoretycznie, patrząc wyłącznie na staż, Frosti ma już bliżej do weterana, niż debiutanta. Choć w rapowym środowisku słychać o nim często, to na kolejne wydawnictwo fani musieli czekać 2 lata, czyli od czasu premiery płyty "Albert Trapstein". Głód napędzał oczekiwania, a sam założyciel "SP ZOO" zamiast się migać, tylko podkręcał słuchaczy twierdząc, że pracuje nad przełomowym projektem. Po takich numerach, jak "Twister" czy choćby po samym intrze udostępnionym jeszcze przed premierą mixtape'u, wielu spodziewało się przełomu, być może nawet otwarcia jakiegoś nowego nurtu. Cała ta magia trzymała się do aż do rzeczywistego wydania. Podczas sprawdzania materiału, nie było już tak kolorowo.

Teoretycznie, patrząc wyłącznie na staż, Frosti ma już bliżej do weterana, niż debiutanta. Choć w rapowym środowisku słychać o nim często, to na kolejne wydawnictwo fani musieli czekać 2 lata, czyli od czasu premiery płyty "Albert Trapstein". Głód napędzał oczekiwania, a sam założyciel "SP ZOO" zamiast się migać, tylko podkręcał słuchaczy twierdząc, że pracuje nad przełomowym projektem. Po takich numerach, jak "Twister" czy choćby po samym intrze udostępnionym jeszcze przed premierą mixtape'u, wielu spodziewało się przełomu, być może nawet otwarcia jakiegoś nowego nurtu. Cała ta magia trzymała się do aż do rzeczywistego wydania. Podczas sprawdzania materiału, nie było już tak kolorowo.
Najnowszy mixtape Frostiego pozostawia niedosyt, duży niedosyt /youtube.com/@SPÓŁKA ZOO /materiał zewnętrzny

"ONE FOOT OUT" przesłuchałem kilkukrotnie. Na podstawie materiału doszedłem do czterech podstawowych wniosków, które są stale maglowane przez Frostiego.

1. Frosti uważa się za pięknego mężczyznę
2. Kiedyś kobiety nie zwracały na niego uwagi, a teraz on może je traktować przedmiotowo, bo jest pięknym mężczyzną
3. Wszyscy Polacy przepłacają za używki, a on ma je w dobrej cenie. Pewnie dlatego, że jest pięknym mężczyzną
4. Kiedyś nie miał, a teraz ma. Wytwórnie go chciały, lecz nie zniosły jego charakteru bandyty

Żarty na bok. Nie czepiam się ubogich zasobów słownictwa czy nawijki o dziewczynach, używkach i życiu na ulicy. Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. Monotematyczność "ONE FOOT OUT" jest przerażająca. Gdyby na świecie nie było kobiet i używek, a do tego wszyscy mówiliby Warszawa, a nie Warszawka, to Frosti mógłby być pierwszym niemym raperem, co byłoby ewenementem nie na skalę krajową, lecz globalną.

Reklama

Chciałeś to masz, Kubuś

Frosti umiejętnie pompował balonik, dzieląc się przed premierą mixtape'u solidnym ładunkiem. Problem w tym, że - mówiąc potocznie - nie dowiózł. Całe wydanie budzi mieszane uczucia, w końcu na "ONE FOOT OUT" znajdziemy tradycyjne już, rekordowe wersy w redakcji Newonce, a także genialny maxi singel, który powinien być wzorcem dla początkujących, by właśnie tak robić rap. Takie wiadomości powinny zwiastować płytę, która przez kolejne lata będzie odbijać się czkawką nawet i mainstreamowym artystom. Takie też budziła oczekiwania jeszcze przed wydaniem. Niestety w dniu premiery okazało się, że najlepsze już za nami. Frosti narzucił sobie takie tempo, że nie zdołał mu sprostać.

Zważywszy przede wszystkim na czas, który Frosti poświęcił na wydanie tego mixtape'u, jak i długość jego trwania, oceniam go jak tradycyjny album. Zresztą, biorąc pod uwagę definicję obu pojęć, w tym konkretnym przypadku nie widzę różnic. Nie ma co się nad tym głębiej zastanawiać, ponieważ, jak już wiemy, Frosti robi wszystko po swojemu.

Na "ONE FOOT OUT" nie brakuje dobrych numerów. Już po EP-ce "Jim Stark" z 2017 r. słychać było, że Frosti może być w przyszłości diamentem, wystarczyło go oszlifować - tylko tyle i aż tyle. Próbowało PROSTO, lecz po "Young Midasie" czy "Tego Nie Widać, To Słychać" w duecie z Holakiem, musieli rozwiązać współpracę i sądząc po tym, w jaki sposób Frosti o tym mówi, nie pożegnali się w wymarzonych okolicznościach. Próbował też Def Jam, lecz skończyło się podobnie. Dlaczego? Najwidoczniej wytwórnie nie zniosły jego charakteru bandyty.

Frosti należy do tych ludzi, którym aż chce się wyciągać pomocne dłonie, lecz on konsekwentnie je odrzuca. Pierwsze dwa kawałki z mixtape'u, tj. "Intro (ONE FOOT OUT)" i "1996" są dobre. Po prostu dobre - nie nadają się na przeboje kręcące milionowe wyświetlenia (chociaż barierę stu tysięcy na YouTube już przekroczyły), za to nie są to również skipy. Zapowiadają konkretny materiał, by później mixtape wpadł w falę sinusoidalną. "Chciałeś to masz, Kubuś" też nie jest złe, choć te dwie skrajności, tj. słodkiego, pięknego Kubusia i prawdziwego bandyty, który po spacerze przez Aleje Jerozolimskie zbiera zęby do sakiewki, bardzo się kłócą.

Rapuj, nie krzycz

Frosti ma głos wręcz stworzony do rapowania. Rzadko kiedy ma się do czynienia z barwą, która wyraża emocje wyłącznie poprzez sposób mówienia. Dzięki temu każdy nowy singel, który wyda, sprawdzam z pozytywnym nastawieniem. Kłopot polega na tym, że Frosti próbuje czasami śpiewać lub krzyczeć. Jedno i drugie wychodzi dość komicznie. Przykład? Proszę bardzo! "Urodziłem Się w Moshpicie" (już wyjaśniam. Mosh pit to miejsce pod sceną, gdzie ludzie tańczą, agresywnie obijając się o siebie). Po jednej nutce, pierwsze skojarzenie to Lil Mabu, czyli raper cieszący się gigantyczną sympatią w Stanach Zjednoczonych, który otwarcie robi z hip hopowej kultury pośmiewisko. Nawija o rzeczach, które gwarantowałyby mu status VIP w piekle, lecz w rzeczywistości jest bogatym dzieciakiem, który nie potrafi wymienić żarówki. Może to porównanie na wyrost, lecz Frosti, który drze się przed mikrofonem sprawia, że samiast się bać, nie mogę powstrzymać się od śmiechu.

"Streetfood" zaś to jeden z tych kawałków, na które czekałem. Trzy lata temu "Palesetopa" z Bersonem towarzyszyło mi na każdej imprezie. Numer nadal utrzymuje się na mojej piątkowej playliście, lecz teraz ma poważnego konkurenta. W późniejszym "Modelu" słychać przede wszystkim, że kiedyś kobiety nie zwracały na Frostiego uwagi, a teraz proszą się o jego numer i błagają o spotkanie, bo jest pięknym mężczyzną. Wersy "Pyta czy ok, kiedy widzimy się / może teraz? / Serio, serio teraz / Dobra, to się zbieram" można podstawić pod scenę z bajki "Kurczak Mały", w której koleżanka kaczka śpiewa wraz z kolegą świnką podczas domowego karaoke.

Nie będziesz legendą

Znów drastycznie wędrujemy na szczyt. Z pewnością zgodzę się z tytułem, lecz numer sam w sobie jest świetny. "Nie Będę Legendą" z reprezentantami śląskiego podziemia (vkie i Pako) to kwintesencja tego, co w dzisiejszym rapie piszczy. Frosti świetnie wpasował się w ostre, dynamiczne nawijki kolegów. Całe to towarzystwo, zaczynając na Yung Adiszu, kończąc na Aleshenie, to najlepsze, co mogło spotkać rapową scenę. Chłopaki tak płyną po bicie, że uwierzyłbym im w każde słowo, byleby nie psuć sobie odsłuchu. Potwierdza to wers "Każda linijka to fakt, chyba że gadają psy" - wszystko wyjaśnione. O kwiecistej polszczyźnie można zapomnieć, lecz jest to, co tiktokowe pokolenie uwielbia, czyli hustlerka, nienawiść do policji i uliczne życie. Fajnie.

Gdybym spróbował napisać złe słowo nt. Waimy, rapowe portale uznałyby mnie za wroga nr 1. Skoro specjaliści w tej dziedzinie uważają go za objawienie dekady, coś musi w tym być. Naturalnym kierunkiem, by tysiące zamieniły się w miliony, staje się zaproszenie go na mixtape. Trąci to stylem Żabsona, lecz z czasów, kiedy jeszcze hip hopowe środowisko go szanowało, więc sprzed kilku dobrych lat. To spory komplement. Nie ma się do czego przyczepić, choćbym się starał. Tak, jak w poprzednim kawałku, gość dobrany perfekcyjnie. Charakterystyczny wokal Waimy z rapowaniem Frostiego to miód dla uszu.

Kubuś - celebryta na rejonie

Przede wszystkim należy pochwalić Frostiego za odwagę, w końcu fetyszyści stóp rzadko tak otwarcie mówią o swoich preferencjach. Delikatne przejawy wplatał już do swojej twórczości, jak chociażby w singlu "HA HA HA HA" z White Widow, lecz nareszcie fani usłyszeli sztywną deklarację. "Mija mnie starsza pani, mówi że pięknie wyglądam i że mnie zaprasza, jeśli nie będę miał gdzie nocować. Poliże jej stopę i ruszę zbadać co się dzieję dalej" - słyszymy w "Osiedlowym Celebrycie". Istnieje jakieś nikłe prawdopodobieństwo, że "stopa" w warszawskim slangu ma ukryte znaczenie - nie wiem, nie mieszkam w stolicy. Brzmieniowo numer przypomina mi "Dzień z Życia Czilera" z producenckiego albumu Soulpete'a "Noir Fiction" (swoją drogą - krążek jest pierwszorzędny) . Bit podobny, pojawiają się również elementy storytellingu, lecz ile można słuchać przechwałek?

Polacy zrozumieli, o co chodzi

Kiedy raper mówi, że wiesz o co chodzi, a ty nie wiesz, o co chodzi, to "Twister" wszystko tłumaczy. Kwintesencja rapu zamknięta w zaledwie pięciominutowym utworze. Podziemni raperzy ponad granicami. Csoky, Kolg8eith, Bliznacite, Diffi, Polskii, Freez247, ERNE100 - tylu obiecujących artystów dołożyło swoje "trzy grosze" do maxi singla, który powinien być traktowany jako wzór dla tych, którzy chcą pielęgnować hipp hopową kulturę, dostosowaną do panujących obecnie standardów. Czapki z głów za selekcję. Mix soundcloudowego rapu, drillu i tzw. "osiedlówy". Nie da się wymienić faworyta tego kawałka. Każdy wykorzystał dostępną przestrzeń tak, jak powinien. Przyznam, że zarówno refren, jak i zwrotkę Polskiiego słyszałem kilka miesięcy wcześniej, lecz byłem przekonany, że nikt więcej się na "Twisterze" nie pojawi, a tu taka niespodzianka. Owszem, Malik Montana dużo wcześniej serwował słuchaczom międzynarodowe współprace i to na znacznie wyższym poziomie, lecz wyglądało to sztucznie, traktowałem to jako skoki na wyświetlenia. "Twister" brzmi, jakby panowie razem spotkali się w studio i naturalnie stworzyli coś, do czego każdy dorzuci kawałek swojego serducha.

Family content czy gra do kotleta?

Już było tak dobrze. Przez moment szło nawet zapomnieć o wcześniejszych potknięciach, ciesząc się genialnym maxi singlem. Szczerze nie mam zielonego pojęcia, co "Family Content" robi na tym mixtape. Ni to śpiewanie, ni rapowanie, nawet nie jest to disco pod nóżkę. Ciężko stwierdzić, czemu to ma służyć i kto by chciał to słuchać. "Zrobię to dla was, ej", "mrok, noc, zło i demony". Popis elokwencji to to nie jest. Rap bez przekazu i bez bujania głową. Często zdarza się tak, że raperzy "z misją" próbują swoich sił na szybszych, dyskotekowych bitach. Pech chciał, że rzadko im to wychodzi.

"Niechciany, nielubiany" to też numer mdły, bez wyrazu. Frosti zaznacza, że jest charakterniak, że pobije za lekceważenie stolicy, że ma większe ambicje niż gnieżdżenie się w wytwórniach itd. Gdyby to traktować jako skit, odrzut czy niewymagający uwagi dodatek, to by uszło. Warunek jest jeden - mixtape musiałby po prostu być lepszy. Za geniuszem idzie zazwyczaj ogromne pole do wybaczenia, lecz tutaj nie ma za bardzo o czym mówić. 

34RDZO K1EPSK1E

Gdyby tak brać na poważnie wszystkie wersy Siekana, to populacja Polaków na wyspach zmniejszyłaby się o połowę. Odnoszę wrażenie, że ten chłopak wymyślił całą swoją karierę, opierając ją na rozmaitych przestępstwach, zbrodniach, winach i karach. Frosti przeczy samemu sobie, reklamując się jako facet z zasadami, zapraszając później na mixtape takiego gościa. Jego udział na ostatniej płycie Kasty "Nestor" jeszcze można było jakoś wyjaśnić, w końcu naczelny filozof polskiego rapu przeciął drogi z naczelnym bajkopisarzem polskiego rapu, czyli wszystko się zgadzało. To, że rapowa przygoda Siekana nie zakończyła się na dogrywce do weterana sceny, a ludzie nadal wierzą w słowa chłopaka, który desperacko pisał nieprzychylne komentarze pod teledyskami artystów, którzy obiecująco się zapowiadali, jest nie do pojęcia. Najgorsze jest to, że "UM1E5Z L1CZYĆ L1CZ N4 51E31E" nie byłby złym numerem, gdyby podłożyć tam kogokolwiek zamiast Siekana. Z tego miejsca  miejsca prosiłbym o wyrazy uznania dla mnie jako dziennikarza, bo "artysta" zapowiadał, że za brak szacunku w jego stronę kara ranami na ciele. Jeśli w przyszłości nie pojawią się nowe teksty pod moim nazwiskiem, to znaczy, że tym razem nie zmyślał.

O wilku mowa. To, że Waldemar Kasta pojawi się na "ONE FOOT OUT", można było przewidzieć. Ukłon w stronę oldschoolowych klimatów połowicznie Frostiemu wyszedł. Mierna zwrotka Kasty, który standardowo wszystko przeżył, wszystko widział, za to Kaczy Proceder pokazał się z bardzo dobrej strony. Znów śpiewanie, lecz tym razem znośne. "Nigdy Nie Byłeś Tam, Gdzie Ja" to ładne zakończenie mixtape'u. Zostawia słuchacza z niedosytem, ale i nadzieją, że kolejny projekt Frostiego rzeczywiście spełni oczekiwania. Gdyby zaczynał on z czystą kartą, to takie wydanie byłoby wręcz obiecujące, mimo wielu potknięć. Niestety, po wybujałych zapowiedziach, raper zaserwował krążek jakich wiele. Miało być ponadczasowo, wyszło dokładnie odwrotnie - większość pojedynczych wersów czy nawet całych numerów szybko idzie w zapomnienie. 

Dotychczas deklarowałem się jako fan Frostiego i chyba nadal nim zostaję, lecz "ONE FOOT OUT" to duże rozczarowanie. Długo imponowało mi to, że świetnie wchodzi on w rolę obserwatora i potrafi ciętym językiem podsumować ogrom tego, co ma do przekazania, w kilkuminutowych numerach. Gdyby tak zniszczyć wszystkie lustra w Warszawie, być może miałby szanse na osiągnięcie rapowego sufitu. "Twister" wyprzedził grę i Frosti powinien się kurczowo trzymać takiego stylu - żadne śpiewy, krzyki, szepty i narcystyczne wersy. Co jest stary? Byłeś już tak blisko, tzn. z każdym kolejnym projektem jesteś blisko, lecz jak na złość gubisz drogę.

Ocena 5/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Frosti Rege | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama