Eminem "The Marshall Mathers LP 2". Blond-robot w natarciu (recenzja)
Mateusz Natali
Ten ruch nie mógł przejść bez echa. Jeden z najważniejszych i najpopularniejszych artystów ostatnich kilkunastu lat wrócił do blondu i zapowiedział kontynuację swojego najbardziej klasycznego albumu.
Wrażenia można mieć ambiwalentne. Z jednej strony - patrząc na stricte muzyczne aspekty, zestawiając utwory z klasykami, które Mathers ma w dorobku i biorąc pod uwagę to, na ile przyjemnie słucha się całości, to zarzucić można sporo. Z drugiej natomiast - Eminem udowodnił tym albumem, że jest absolutnie poza zasięgiem reszty raperów na globie. Podstemplował swoje panowanie i chyba na dłuższy czas zamknął poważne dyskusje o tym, kto jest najlepszy. Jest to zarówno plus, jak i minus - "Marshall Mathers LP 2" to płyta, którą bardziej się podziwia niż zapętla na sprzęcie. Płyta, która tak przeładowana jest umiejętnościami, zabójczym rymowaniem, nieosiągalną techniką, metaforami czy grami słownymi, że poziomem stricte rapowych umiejętności jednocześnie robi ogromne wrażenie, jak i może zmęczyć. Brzmi to paradoksalnie, ale Eminem jest obecnie raperem tak perfekcyjnym, że potrafi mu to przeszkadzać w tworzeniu muzyki, której chciałoby się słuchać godzinami.
Na papierze gospodarzowi zarzucić nie da się nic. Wciąż tworzy oryginalne, zaskakujące koncepty, sprawnie prowadzi opowieści, zgrabnie gra kontrastem między różnymi częściami swojej pokręconej raperskiej osobowości, nawiązuje do wcześniejszych elementów, jak i wciąga we własny świat - tutaj warto wspomnieć o szokujących dla wielu przeprosinach skierowanych do atakowanej przez całą karierę matki.
Piętrzy rymy z zapalczywością lirycznego szaleńca, moduluje wokal i stopniuje emocje oraz atmosferę... Wszystko jednak w takim stężeniu, że łapiemy się, że bardziej podziwiamy i rozgryzamy ten materiał niż po prostu go słuchamy. A pięćdziesiąta bramka z przewrotki w jednym meczu nie robiłaby już takiego wrażenia jak pierwsza, prawda? Szczególnie, gdy zdobywa się ją na nierównym boisku a nie na Camp Nou, a tutaj tło, czyli warstwa muzyczna, akurat potrafi zawieść. Przeskoki klimatyczne, dziwne odloty w stylu "Stronger Than I Was", czasem zbytnia surowość brzmienia, która uwydatniając skille gospodarza odbiera trochę replay-value.
Spotkałem się i z opiniami, że to album prawie idealny, jak i z takimi, że to już "antymuzyka" i coś, czego nie da się normalnie słuchać. Eminem, wspinając się bowiem na wyżyny swoich raperskich umiejętności, przypomina momentami robota. "MMLP2" to natomiast album, który pierwotnie robi bardzo duże wrażenie - ale do głośników na długie godziny przyciąga dużo mniej niż robiła to część pierwsza i zarazem najbardziej klasyczne dzieło w jego dorobku.
Eminem "The Marshall Mathers LP 2", Universal Music Polska
7/10