Reklama

Elektryczne Gitary "2020": Przekonywanie przekonanych [RECENZJA]

Kuba Sienkiewicz w tekstach nigdy nie stronił od satyry. Zdarzało mu się też zahaczać o publicystykę. Na "2020" ta tendencja nie uległa zmianie. I dobrze.

Kuba Sienkiewicz w tekstach nigdy nie stronił od satyry. Zdarzało mu się też zahaczać o publicystykę. Na "2020" ta tendencja nie uległa zmianie. I dobrze.
Elektryczne Gitary prezentują płytę "2020" /

Dobrze, bo czasy, w których żyjemy aż kwiczą od zapotrzebowania na to, by artyści angażowali się publicystycznie (jeśli nie wprost - politycznie). Nie dosyć, że na wszystkich kontynentach oprócz jednego mamy stan epidemiczny, to w dodatku wszędzie wokół widać coraz wyżej podnoszące się łby hydry autorytaryzmu i populizmu. Choćby u nas, gdzie od bez mała pięciu lat mamy nieprzerwany kryzys ustrojowy i konstytucyjny. Kiedy więc miałby artysta pokusić się o polityczny komentarz, jeśli nie w takich właśnie, ponurych czasach? Przy tym oddać należy, że Sienkiewicz inteligentniejszy od - nie przymierzając - Big Cyca czy Kukiza, więc w swoich tekstach rzadziej operuje łopatą.

Reklama

Trudno, mając minimalnie choć rozeznanie w naszej rzeczywistości nie skojarzyć tekstu "Exit" (posłuchaj!) z tym jak obecnie rządzący techniką salami wyprowadzają nas z Unii Europejskiej. Albo nie usłyszeć w "Ludzie chcą wojny" (posłuchaj!) echa głębokich społecznych podziałów, które ufundowała Polsce katolicka "prawica". Oraz darcia łacha z turbopatriotyzmu, wszystkich tych "współczesnych żołnierzy wyklętych", którzy w bluzie z husarią i spodniach z orzełkiem niebezpiecznie blisko krocza (wczoraj zakupy spożywcze dowiózł mi człowiek w takich właśnie) okradają nocami sklepy monopolowe.

Cóż, afiliacja ideologiczna Sienkiewicza nie jest i nigdy nie była tajemnicą. Jednocześnie "2020" nie przeciąga struny i obraz tylko pozornie pogodny sąsiaduje tu z pogodnym autentycznie. Choćby w "Ósmym trzecim" czy "Podróżniczych snach". Jasne, że Sienkiewicz nie jest Przyborą albo Koftą, jednak niebagatelnego talentu do celnych poetycko strzałów trudno mu odmówić.

O ile tekstowo jest naprawdę nieźle, to gorzej sprawa ma się od strony muzycznej. Elektryczne Gitary zawsze "siedziały" na tekstach. Ewentualnie fartownym refrenie, który łatwo wpadał w ucho i nie sprawiał problemów przy próbach wokalnej replikacji w warunkach - powiedzmy - podróżniczo-plenerowych.

Nie inaczej jest tym razem. Owszem, skutecznie działa reggae'owy "Anioł", noirowy "Kryminał" czy świetnie wystylizowana na disco-polo "Pisia Gągolina". Ale próżno raczej spodziewać się, że jak ongiś, kompozycje zespołu będzie śpiewało 50,786% dorosłych i niedorosłych Polaków. I jak zazwyczaj z tego rodzaju twórczością, kiedy znamy już cały tekst, odwrotnie niż w przypadku popu, numery raczej tracą rację bytu. Szczególnie, że na poziomie melodii szału nie ma.

Drobny plusik może najwyżej za delikatne akcenty elektroniki, którą z pewnością kupił im ten diabeł Soros, czy jak to sobie tam widzi środkowoeuropejska prawica. Ale ten plusik i trafne teksty to jednak dużo za mało, żeby z "2020" uczynić cokolwiek innego, niż przekonywanie przekonanych, ewentualnie dalsze rozmiłowywanie już miłujących. Szkoda.

Elektryczne Gitary "2020", S.P. Records

5/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Elektryczne Gitary | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy