Dolly Parton "Blue Smoke": Kto przeżyje zagładę nuklearną (recenzja)
Paweł Waliński
Nie wypada kobiecie wypominać wieku, ale w tym przypadku sobie pozwolę, bo mieć tyle energii i być w tak dobrej formie, dobiegając siedemdziesiątki i po niemal pół wieku kariery scenicznej, to rzecz niezwykła. Nawet jeśli wspomagana przez chirurgię, medycynę, a może i praktyki w stylu zakopywania kuraka na rozstaju dróg.
Z country łatwo się zbijać. A że prymitywne, a że kiczowate. Można robić sobie jajca, że połowa wykonujących je zębatych przyjemniaczków, to owoce chowu wsobnego, napastowania sióstr i córek po campingowych przyczepach. Że to muzyka dla idiotów w ogrodniczkach i chamów z czerwonymi karkami. Z Dolly Parton też łatwo się nabijać. Że stara, że skórę ma tak naciągniętą, że kiedy zamyka oczy, otwiera jej się... Albo że od lat nosi fryzurę jak z Lego, którą zapewne można by zdejmować i zakładać w całości. Jasne. Country ma u nas fatalną prasę - z bardzo różnych i często słusznych powodów - mało kto u nas jednak rozumie, jak wielki i zróżnicowany jest to muzyczny rynek.
Czego jednak nie da się Dolly Parton odebrać, to fakt, że kobitka zaiwania na co najmniej kilku instrumentach, świetnie śpiewa (choć dyskusyjnym głosem i z dyskusyjną manierą), a większość swoich hitów napisała sama, albo była ich współautorką. A że nierzadko to bardzo mocne numery, przekonuje to, w jaki sposób jej kawałek "Jolene" interpretowali The Sisters of Mercy albo Jack White. I co faktycznie z tej niepozornej kompozycji wyciągnęli. Pamiętajmy przy tym, że mówimy tak o gatunku, jak i wykonawcy z obszaru szeroko pojętego popu. Obcego nam, ale jednak popu. Bo country w końcu w USA to bardziej "muzyka popularna" niż jest nią Rihanna, czy Shakira. Dodajmy na marginesie, że każdy dowcip, jaki na jej temat wymyślicie, z pewnością przewidziała i ma wpisany w koszta. To, co powinna dawać publiczności, wywąchała długo przed Waszymi narodzinami. I nie jest ofiarą establishmentu, jak - nie przymierzając - Gracjan Roztocki czy Konon. To baba, która lata temu błysnęła zdaniem: "Nie macie pojęcia, ile trzeba wydać, żeby wyglądać tak tanio".
"Blue Smoke" to - uwaga - 42. płyta w dyskografii Dolly Parton. Na liście gości poważni zawodnicy: Kenny Rogers i Willie Nelson. Na liście utworów covery Dylana i Bon Jovi. Oraz dużo nowych kompozycji w bardzo typowym dla pani Parton, klasycznie country'owym entourage'u. Rzadziej niż zwykle artystka zapuszcza się w bluegrass, czego ja osobiście bardzo żałuję. Nagranie jest za to absolutnym majstersztykiem jeśli chodzi o harmonie tak doskonałe, że niejedną stodołę by zawaliły. Bywa energetycznie, jak w otwierającym album utworze tytułowym. Bywa balladowo, jak w "Unlikely Angel". W obu sytuacjach Parton znajduje się doskonale, nie siląc się specjalnie ani na eksperymenty, ani artystowskie zadęcie. Zamiast tego sprzedaje nam proste kawałki pełne czytelnych emocji, niegłupich życiowych prawd i zwyczajnych ludzkich historii. Nie jest Youngiem, Dylanem, czy Springsteenem. Nie jest wielką amerykańską opowiadaczką - jest przede wszystkim artystką, która ma dawać ludziom zabawę, fun. I to założenie egzekwuje doskonale. Jak zawsze.
Przepięknie wypada duet Parton z Rogersem w "You Can't Make Old Friends" - znakomitej, mądrej i zupełnie nieprzesadzonej kompozycji. Wokalistka doskonale podejmuje również tradycyjny temat "Banks of Ohio". Fajnie wypada też pomyleńcza gospelowa przeróbka Bon Jovi ("Lay Your Hands on Me"). Gdyby coś takiego odegrali na jakimś kaznodziejskim seansie, niejeden chromy rzuciłby kule i popędził w tany, ryzykując że tańczyć zacznie, jak przykazał święty Wit. Słabiej jest natomiast, kiedy producenci próbują wtłoczyć Parton w bardziej rockowe brzmienia spod znaku Avril Lavigne, jak choćby w "Home". Generalnie: im bardziej klasycznie, tym lepiej.
O Lemmym Kilmisterze mawia się, że jeśli przyjdzie zagłada nuklearna, przeżyją ją karaczany i Lemmy właśnie. Szansę ma również Dolly Parton, bo trudno byłoby zlikwidować kobietę, która w tym wieku zachowuje taką witalność, energię, a jednocześnie łączy je z naprawdę rzetelnymi umiejętnościami. Ma kobita fach w gardle. Oj, ma.
Dolly Parton "Blue Smoke", Sony
7/10