Reklama

Cios doświadczonej pięści

Joe Cocker "Hard Knocks", Sony

Do historii rocka ten album zapewne nie przejdzie, ale słucha się go znakomicie. Mistrz Joe jest w świetnej formie!

Czego można spodziewać się od 66-letniego wokalisty, który zjadł zęby na muzycznym biznesie? Fani kupią go z dobrodziejstwem inwentarza, młodziaki rzucą się na kolejny taneczny przebój ze szczytu listy przebojów. Cocker nic sobie nie robi z aktualnych mód, prezentując danie przygotowane z dobrze znanych składników: melodyjny pop-rock połączony z zawsze elegancko brzmiącym soulem i szczyptą białego bluesa, a całość doprawiona niepodrabialną chrypką. I jak to wszystko brzmi!

Reklama

Zapowiedź całości dają już pierwsze dźwięki tytułowego "Hard Knocks": ciepło brzdęka bas, z gracją wchodzą dęciaki, Cocker rzuca krótkie: "Oh, yeah", a za moment swoje trzy grosze dorzucają charakterystycznie brzmiące organy Hammonda. Z drugiej strony słychać, że ta płyta została nagrana w XXI wieku, wszystko jest dopieszczone do ostatnich granic - za konsoletą rzemieślnik Matt Serletic, który za sobą ma współpracę z Carlosem Santaną, Matchbox Twenty i wokalistą tej grupy Robem Thomasem. Nie ma tu więc miejsca na jakikolwiek element zaskoczenia.

Taka ballada "Thankful" to numer wręcz obliczony na radiowy sukces - żeński chórek, delikatne klawisze, w tle słychać dzwoneczki; wylewającą się z każdej nuty słodycz łagodzi doświadczony życiem głos Cockera. Na podobnej zasadzie zbudowane są pozostałe piosenki, czasem pojawi się nieco claptonowska gitara ("No One Knows"), funkujący wstęp ("The Fall"), dające syntetycznego posmaku klawisze ("Runaway Train"). To Cocker w wersji instant, który zostaje taki sam, nawet jeśli stara się zmienić - jak śpiewa w "Stay The Same".

Cocker nie byłby sobą, gdyby na płycie nie umieścił choć jednego utworu z repertuaru innego wykonawcy (nie sięgając daleko w pamięci: "With A Little Help From My Friends" The Beatles to absolutna klasyka). Jego wersja zamykającego album "I Hope", z dorobku popowo-country'owego tria The Dixie Chicks, nie odbiega zbyt znacząco od oryginału, choć głos Cockera niesie w sobie znacznie więcej emocji niż trzech śpiewających dziewczyn. A dodajmy, że numer po raz pierwszy został wykonany na koncercie na rzecz ofiar huraganu Katrina w 2005 roku.

Cocker mówił w wywiadach, że "Hard Knocks" opowiada o czasach jego burzliwej młodości, kiedy więcej czasów spędzał na ulicznych bijatykach, niż ślęcząc nad książkami. Doświadczony mistrz znów celnie wyprowadził cios - na deski wprawdzie nie powala, ale potrafi mocno zamieszać w głowie.

7/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Joe Cocker | cocker | cios | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama