Reklama

Ciągle pada

Warszafski Deszcz "PraWFDepowiedziawszy", Wielkie Joł

Bardzo dobre, klasyczne podkłady, silne style, porządna chemia między raperami, krótkie wejścia. Wystarczy dodać, żeby uzyskać satysfakcjonujący wynik. Skoro to takie proste, to czemu trudno znaleźć w Polsce zespół hiphopowy, który taką arytmetykę ogarnie? Na szczęście jest Warszafski Deszcz.

Z jednej strony Tede. Pan "chcę błyszczeć - to oczywiste" i " u nas weekend zaczyna się w czwartek". Osoba równie często zaangażowana w beefy, co w produkcje telewizyjne. Bystrzak ukrywający się za niewybrednym poczuciem humoru, zalewający rynek swoimi wersami zupełnie jakby nie był w stanie znieść chwili ciszy wokół swojej osoby.

Reklama

Z drugiej Numer. Poczciwość na dwóch nogach. Ten, któremu nigdy się nie spieszy, niemożliwy do wytrącenia z równowagi. Spokój wydaje się być jego naczelną wartością. Niby nie jest szczególnie efektowny, ale większość słuchaczy hip hopu uśmiecha się, jak go słyszy. O tym, że od razu go rozpoznaje, wspominać nie trzeba.

"Jesteśmy nocą i dniem" rymują panowie rozciągając listę przeciwieństw dalej. Dobro i zło. Woda i ogień. To mogłoby przeszkadzać, gdyby ci goście planowali żyć w związku partnerskim. Kooperacji hiphopowej bardzo służy. Numer łagodzi u Tedego autodestrukcyjną potrzebę walki z całym światem, przywraca dawnego Jacka Granieckiego. Z kolei Tede mocno swojego kompana dynamizuje, motywuje do tego, żeby był zwięzły i rapował na temat.

Prawdopodobnie dla wielu nie do zniesienia będzie fakt, że WFD dobra muzyka wychodzi ot tak, z biegu. Wystarczy, że spotka się dwóch kumpli i powspominają - dawne dziewczyny, dawne marzenia, ideały nawet, swoje rapowe początki. Ale tak to już działa. Nic zresztą nie dzieje się samo, wokale napędza przede wszystkim świetna produkcja, w większej mierze zasługa Tedego. Mistrzowskie połączenie ciężkiego basu i perkusji z lekkością sampla to poziom dla producentów wychowanych na polskim rapie nieosiągalny. Gdzie Kixnare, gdzie Creon, Metro i im podobni - pytałem w myślach patrząc na tracklistę, bo sama obecność Qćka czy Erio nie usatysfakcjonowała mnie wystarczająco. Teraz już nie mam pytań.

"PraWFDepowiedziafszy" ma trudny do wymówienia tytuł, ale łatwą do przyswojenia zawartość. Poprzedniego "Powrócifszy" nie udało się przeskoczyć - to kwestia braku efektu zaskoczenia, mniejszej ilości czytelnych aluzji do konkretnych raperów i producentów złotej ery, ale też deficytu ewidentnych hitów.

Owszem, utwór tytułowy przypomina, że coś może być hardkorowe i przebojowe zarazem, nie korzystając z łzawych skrzypiec i rozklejających się wokalistek, grzebiąc raczej w co bardziej ponurych momentach muzyki poważnej. Genialnie samplowany "Wkurwiony świat" chwyta od razu, dzięki refrenowi Piotra Dymały, ale też dialogowi raperów. "Mijam na chodnikach psy ogrodnika / pozostają sny, żeby w syf nie wnikać / Świat jest zły, są chmury, dzisiaj pada deszcz / jest cisza, baranów stada idą na rzeź" - rzuca Tede. "To apetyt na klęskę bez szansy na ocalenie / przecież to takie męskie to ludzkie cierpienie / bez odwołania, z opaską na oczach / to jest czas zabijania na rozkaz - tylko popatrz" - dopowiada Numer, odsyłając z kwitkiem krytykantów posądzających duet o pustosłowie. Buja? Jasne, że tak, ale jednak nie tak mocno jak "Od 99 płynę" czy "Tak się robi hip hop".

W zamian słuchacze dostają ryzykownie melodyjne - przynajmniej jak na konwencję WFD - bardziej niż zwykle emocjonalne "Być kimś w życiu" i "Zrobiliśmy coś ważnego" z arcycelnym porównaniem dzisiejszej sceny hiphopowej do dzisiejszej Solidarności. "Kiedyś każdy gość w szerokich spodniach nieważne co robił, skąd był , był od nas / dziś każdy gość w szerokich spodniach nie jest od nas, liczy się napis na bluzie, nie jej rozmiar" - rymuje Tede, rozszczelniając swój lansersko-błazeński pancerz. Hiphopowcy - przyszywani i ci z krwi i kości - powinni to sobie przemyśleć.

8/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Warszafski Deszcz | recenzja | hip-hop | Tede
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama