Carcass "Surgical Steel". Życie po śmierci (recenzja)

Rok 2013 w świecie muzyki metalowej zapamiętamy głównie z trzech rzeczy: nowej płyty Black Sabbath, śmierci Jeffa Hannemana oraz powrotnego albumu liverpoolskiego Carcass.

Oczekiwania wobec "Surgical Steel" Carcass były ogromne
Oczekiwania wobec "Surgical Steel" Carcass były ogromne 

Absurdalnie wysokie oczekiwania wobec płyty, na którą czekało się 17 lata przytłoczyłyby niejednego goliata sceny metalowej, wnioski płynące z "Surgical Steel" wydają się jednak przeczyć sporej części obaw wynikających z nieuniknionej próby mierzenia się z własną legendą.

"Surgical Steel" budzi wśród fanów podobne emocje, jak te, które w 2011 roku wywoływał pierwszy od 16 lat album Morbid Angel z Davidem Vincentem przy mikrofonie. W przeciwieństwie jednak do zatraconego w elektro-eksperymentach giganta florydzkiego death metalu, Anglicy postawili na sprawdzone rozwiązania, świadomie rezygnując z próby ścigania się z liczonymi w setkach klonami Carcass, zainspirowanymi kolejnymi etapami ich kariery, oraz adeptami współczesnego metalu, co - jak na pionierów aż trzech muzycznych gatunków (grindcore'a, melodyjnego death metalu i death'n'rolla) - przeczy nieco rewolucyjnej naturze dziejów tegoż zespołu.

Zbyt wiele dla siebie nie znajdą tu jednak zwolennicy "Reek Of Purtefaction" i "Symphonies Of Sickness", (pato)grindowych pomników Carcass z końca lat 80., którymi wraz z kolegami po fachu z Napalm Death, Extreme Noise Terror i Heresy budowali zręby gatunku. Bardziej zadowoleni będą za to miłośnicy drugiego i trzeciego stadium rozkładu Carcass, na czele z technicznie deathmetalowym "Necroticism - Descanting The Insalubrious" (1991 r.), bardziej melodyjnym, przełomowym w sensie popularności "Heartwork" (1993 r.), oraz bezczelnie rock'n'rollowym "Swansong" (1996 r.), którego tytuł - łabędzia pieśń - stracił dziś na aktualności.

Do patentów z "Heartwork" i "Necroticism", z przewagą tego pierwszego, nawiązuje dobra połowa płyty, począwszy od gwałtownego "Thrasher's Abattoir" i opatrzonego zaraźliwie melodyjną solówką "Noncompliance To ASTM F 899-12 Standard", przez inkrustowany blastami "Captive Bolt Pistol", szybki "Cadaver Pouch Conveyor System" oraz bardziej rytmiczny, przechodzący w zwolnienia "A Congealed Clot Of Blood", na okraszonym potężnym groove'em "The Master Butcher's Apron" skończywszy.

Ukłonem w stronę docenionego po latach "Swansong" są za to rozbujany "Unfit For Human Consumption", nie mniej chwytliwy "316 L Grade Surgical Steel", a zwłaszcza motörheadowski wręcz "The Granulating Dark Satanic Mills", łączący w sobie drapieżność "No Love Lost" z "Heartwork" z dezynwolturą "Keep On Rotting In The Free World" czy "Room 101" na "Łabędzim śpiewie".

Bluesowo-rockowe fascynacje gitarzysty Billa Steera spod znaku jego projektu Firebird (na szczęście bez śladów country-rockowych koszmarków popełnionych kilka lat temu przez Jeff Walker Und Die Fluffers) dają o sobie znać w ponadośmiominutowym "Mount Of Execution", który, choć rozpoczyna się dość balladową grą gitary akustycznej, szybko przechodzi w wariację na temat "Swansong" o dużej melodyjności na tle miarowego tempa wzbogacanego ciężarem brzmienia.

Plusem "Surgical Steel" można też uznać fakt, iż niewiele zmienił się głos Jeffa Walkera, nadal znajdujący się gdzie na przecięciu maniery Mille Petrozzy, Cronosa i Dave'a Mustaine'a; zaś nieobecność kluczowego dla brzmienia "Necroticism" i "Heartwork" Szweda Micheala Amotta (Arch Enemy), wbrew obawom, nie jest aż tak bolesna, podobnie jak zastąpienie Kena Owena nieco bardziej techniczną grą niejakiego Daniela Wildinga.

Pozostały też niedorzecznie wręcz akademickie w treści teksty, tym razem jednak anatomopatologię sprzed ćwierćwiecza i pokrewne jej dziedziny z okolic sekcyjnego stołu, zastąpiły w dużej mierze rozważania na temat praw zwierząt, z których sporo dowiedzieliby się nawet radykalni wegetarianie z Cattle Decapitation (zachęcam choćby do wygooglowania sobie zbrodniczego narzędzia z tytułu kawałka "Captive Bolt Pistol").

Pewna zachowawczość "Surgical Steel" odbija się niestety na częstym wrażeniu braku większego polotu. Przesłuchując tę płyty w gronie zaprawionych w bojach kolegów, większość utworów kwitowaliśmy zwięzłym "niezły" lub "może być", a to niestety trochę za mało. Prześmiewcze nazywanie tego materiału zbieraniną odrzutów z zamierzchłych sesji, zważywszy na Everest oczekiwań, byłoby jednak srodze nieuczciwe. Ryzyko studyjnego powrotu, na który nie zdecydował się choćby At The Gates, było przecież ogromne. Carcass, choć nie bez szwanku, udało się, mimo wszystko, wyjść z tego obronną ręką. Exhume to consume!

Carcass "Surgical Steel", Warner

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas