Reklama

Bolesne dojrzewanie

The Kooks - "Junk Of The Heart", EMI Music Poland

The Kooks są tak bardzo sympatycznym i milutkim zespolikiem, że aż przykro napisać coś złego o albumie "Junk Of The Heart". Niestety, trzeba.

Pamiętam scenę, która miała miejsce podczas Coke Live Music Festival 2011. Wychodząc z backstage'u, gdzie chwilę wcześniej miałem przyjemność rozmawiać z Samem Fogarino z Interpol, wpadłem w grupę histerycznie rozwrzeszczanych nastolatków. Rzut okiem na koszulki i prześcieradło z wypisanym flamastrem rozczulającym wyznaniem miłości szybko uzmysłowił mi, że te dzieciaki próbowały za wszelką cenę spotkać swój ukochany zespół. The Kooks, by nie było wątpliwości.

Reklama

Dlaczego o tym piszę? Ta scena znakomicie oddaję esencję grupy Luke'a Pritcharda. Niewątpliwym atutem, ale też i niestety przekleństwem The Kooks jest ich muzyczne i wizerunkowe zaszufladkowanie, które rzuciło ten zespół w ramiona określonej grupy słuchaczy. Nic w tym niestosownego, zwłaszcza gdy przyniosło to tak znakomite - przynajmniej komercyjnie - efekty jak na bestsellerowym debiucie "Inside In/Inside Out".

Luke Pritchard przyuważył jednak, że formuła trochę się wytarła na albumie "Konk", stąd pewnie nie do końca przemyślana decyzja o "wydorośleniu" The Kooks. W mediach zaczęły się pojawiać sygnały, że zespół chce nagrać album eksperymentalny i poważniejszy. Jak dobrze wiemy, takie zapowiedzi w 99% kończą się katastrofą. Na szczęście The Kooks nie spadli z wysokiego konia, bo na takim nigdy nie jeździli.

Czy na "Junk Of The Heart" znajdziemy rewolucyjne dla The Kooks eksperymenty? Raczej nie. Najbardziej odstające od większości piosenek na płycie kompozycje są równocześnie najmniej udane. Wyzywający tytułem "Fuck The World Off" - żeby tylko mama nie zobaczyła, jakie to niegrzeczne numery piszą The Kooks! - rzuca też wyzwanie piosenkowej formule grupy. I przegrywa z prostej przyczyny - bo jest nudny. Reggae'owy "Runaway" jest niewiele lepszy, choć zespół ze wszech sił próbuje w nim pokombinować. Mocno "ejtisowy" "Killing Me" rozwija się w koszmarnie podniosłą popelinę. Są jeszcze akustyczna "Petulia" i smyczkowe "Time Above the Earth". Inne jak na The Kooks, szablonowe dla słuchacza choć trochę obytego z muzyką.

Na tym tle typowe dla formacji milutkie, choć czasami zadziorne gitarowe piosenki - nie bez powodu The Kooks określano mianem "The Libertines w wersji light" - wybijają się na plus, choć to raczej plus mierny niż plus dobry. Utwór tytułowy, "How'd You Like That", czy akustyczne "Taking Pictures Of You" wpadają w ucho dzięki łatwo przyswajalnym melodiom i niezbyt skomplikowanym, by nie napisać głupiutkim, tekstom (obrażające intelekt słuchacza "Chcę cię uczynić szczęśliwą dziś w nocy" w "Junk Of The Heart", sztampowe "Kiedy zamykam oczy, czuję ciebie" w "Taking Pictures Of You" czy gimnazjalna poezja w postaci słów "Ona jest jak róża bez cierni" w "Eskimo Kiss").

Tak właśnie wygląda dojrzewanie The Kooks. Co gorzej, zapowiedzi o eksperymentach najwyraźniej spłoszyły fanów, bo "Junk Of The Heart" ledwo wczołgał się do "Top Ten" na Wyspach Brytyjskich, gdzie zespół był ubóstwiany. Najwyraźniej to nie The Kooks, ale ich fani wydorośleli. Niestety, również z muzyki zespołu.

3/10

Zobacz teledysk do singla "Is It Me":

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dojrzewanie | Kooks | recenzja | coke live music festival
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy