Afrykański karnawał
Dominika Węcławek
K'Naan "Troubadour", Universal
Kto postawił krzyżyk na hip-hopie, słysząc kipiące plastikiem amerykańskie produkcje, powinien sięgnąć po korektor. Afryka ruszyła z odsieczą, zaś K'Naan ze swą płytą "Troubadour" defiluje w przedniej straży.
Na wstępie wyjaśnijmy jedno. To jeden z najbardziej oczekiwanych przez fanów dobrego rapu krążków. Do Polski dotarł z dużym opóźnieniem, świat słuchał go już w ubiegłym roku. Niecierpliwi i świadomi odbiorcy znad Wisły również. A pozostali zastanawiali się podejrzliwie, skąd całe zamieszanie.
Na pierwszy rzut oka album wygląda jak modelowy produkt wielkiej wytwórni. Lista gości imponuje, już nie tylko znawcom gatunku - od Chubb Rocka i Mos Defa, przez Damiena Marley'a po Adama Levine'a (Maroon 5) i Kirka Hammeta. Dodatkowo nieufność budzi pochodzenie, bo choć artysta urodził się w niebezpiecznym rejonie, stołecznej metropolii Somalii, Mogadiszu, mieszka od dłuższego czasu w cieplutkiej i bezpiecznej Kanadzie, gdzie można w niego inwestować bez obaw. I jeszcze te chwytliwe, na odległość pachnące marketingiem porównania - "Jak KRS-One", "Drugi Wyclef Jean"...
Szczęśliwie K'Naana nikt nie wyprodukował, jest sobą, samodzielnie zapracował na wszystko. Zaczynał przed laty przyciągając uwagę króla afrykańskiej muzyki Youssou N'doura. Kto zaś wciąż wątpi w niebagatelne umiejętności artysty powinien natychmiast przesłuchać "Troubadoura".
Trzecia płyta w dorobku Somalijczyka niczym w kalejdoskopie łączy różne inspiracje, miesza motywy i style, układając je w fantazyjne mozaiki. Są piosenki rockandrollowo-taneczne, ale doprawiane elektroniką, jak "Bang Bang". Jest i mocno osadzone w hiphopowych klimatach lat 80. "ABC's", rap-rockowe "If Rap Gets Jealous", a nawet zderzające muzykę latynoską z arabskimi wpływami "America". Mimo to płyta zachowuje spójność. Nie są jej w stanie naruszyć nawet takie utwory jak mocne, a zarazem wpadające w ucho "Waving Flag", choć ta piosenka równie dobrze sprawdziłaby się na Woodstoku, jak i na stadionach. Zresztą nie bez powodu w nowej, zremiksowanej wersji numer ten stał się oficjalnym hymnem tegorocznego mundialu w RPA.
Ale, ale... Ta płyta jest nie tylko świetnie przygotowana muzycznie. Wokale stoją tu na najwyższym poziomie. K'Naan potrafi nie tylko dobrze wpasować się w klimat poszczególnych kawałków, zmieniając styl nawijania czy na luzie zaśpiewać, ale też pisze sobie świetne teksty. W mistrzowski sposób potrafi połączyć wodę z ogniem - jego płyta przyciąga walorami poznawczymi, potęgą eklektyzmu i lekkością wyrażania myśli. A przebój goni tu przebój i na 14 piosenek nie ma tu ani jednego zbędnego zapychacza.
9/10