"Mam talent" w innej lidze?
Czwarta edycja "Mam talent" ma już widownię na poziomie 4,7 mln widzów. Wygląda na to, że odejście Kuby Wojewódzkiego nie zrobiło wielkiej krzywdy programowi.
Na tę imponującą statystykę można spojrzeć z dwóch stron. Najpierw szklanka do połowy pusta:
Oto, jak kształtowała się oglądalność czwartego odcinka "Mam talent" w poprzednich edycjach (zawsze była to końcówka września, bądź początek października): 4,9 mln w pierwszej, 5 mln w drugiej i 4,9 mln w trzeciej. Da się więc zauważyć minimalny spadek zainteresowania w porównaniu do poprzednich odsłon show.
Szklanka do połowy pełna:
"Mam talent" bije konkurencję na głowę. Nawet "Taniec z gwiazdami" zostaje w tyle (i to o dobre 600 tys. widzów!), nie mówiąc o pozostałych "talent shows" - "The Voice Of Poland" i "Must Be The Music".
Natomiast nieco mniejszą oglądalność w stosunku do poprzednich edycji można łatwo wytłumaczyć... dobrą pogodą, którą uraczył nas uprzejmy jak nigdy wrzesień. Korelacja między pogodą a oglądalnością została już dawno odkryta i jest traktowana w telewizji (ale też np. w internecie) jako oczywistość. Możemy przypuszczać, że gdy zrobi się ciemno, zimno i ponuro, widownia "Mam talent" urośnie o kolejne kilkaset tysięcy.
Warto przyjrzeć się temu fenomenowi, bo znaków zapytania przed czwartą edycją było sporo (pisaliśmy o tym szerzej tutaj).
Przede wszystkim czarno na białym widzimy, że Kuba Wojewódzki jest "składnikiem" pożądanym, ale nie decydującym o popularności show. Jego odejście nie odciągnęło widzów od programu, a warto nadmienić, że "X Factor" z jego udziałem miał dużo mniejszą oglądalność niż "Mam talent".
Czy to Robert Kozyra tak świetnie się spisuje, że nikt już za Kubą nie tęskni?
Były szef Radia Zet wnosi do programu przede wszystkim drogą garderobę, ale nie stał się wiodącą postacią, raczej nieco bezbarwnym dodatkiem. To Agnieszka Chylińska jako przewodnicząca jury nabrała wiatru w żagle, rzuca bon-motami na lewo i prawo, tradycyjnie wykazuje sporo empatii i doskonale rozumie się z Małgorzatą Foremniak.
Doktor Zosia z "Na dobre i na złe" z początku irytowała nieskładnymi, mało merytorycznymi wywodami i egzaltowanymi reakcjami, ale z czasem stała się atutem programu, głównie za sprawą nieprzewidywalności. Należy więc zapisać jury po stronie plusów "Mam talent", mimo odejścia Wojewódzkiego.
Twórcy show postanowili w tym sezonie nieco skorygować format - rosnąca widownia świadczy o tym, że wyszło im to całkiem sprawnie.
"Mam talent" stał się bardziej zabawowy, jurorzy ewidentnie dostali polecenie by wskakiwać na scenę i wchodzić w spontaniczne interakcje z uczestnikami. Ograniczono nieco liczbę pokazywanych wokalistów, ale nie na tyle, by przestali być głównymi lokomotywami show. Tego już się chyba nie da zmienić, nawet mając w swoim katalogu "X Factor".
W życiowej formie jest duet Prokop-Hołownia, który głównie za sprawą tego pierwszego czaruje absurdalnym i jednocześnie bezpretensjonalnym poczuciem humoru. Widać, że dostali swobodę od reżysera i dają się ponosić fantazji.
Jeśli tylko uczestnicy nie zawiodą - a na razie różnie z poziomem bywa - "Mam talent" zostawi konkurencję w innej lidze.
(mim)