"Wielka trójka" definiująca lata 80.

Michael Jackson, Madonna i Prince - symbole epoki, które stały się ponadczasowymi ikonami muzyki pop.

"Jacko", Madonna i Prince fot. arch AFP/Getty Images
"Jacko", Madonna i Prince fot. arch AFP/Getty Images 

Lata 80. XX wieku zapamiętamy głównie jako epokę muzyki fluorescencyjnej, plastikowej, syntetycznej i nieorganicznej, choć przecież to także lata 80. wydały na świat między innymi Sonic Youth, The Smiths, R.E.M., Pixies czy wreszcie The Stone Roses, którzy debiutanckim albumem zabili epokę. Ale po latach, kiedy myślimy o tamtej dekadzie, to widzimy głównie "Jacko", Madonnę czy Prince'a.

Przedstawiamy krótkie podsumowanie dokonań tej trójki artystów, którzy najdobitniej definiowali cudowną plastikowość tamtej epoki i jednocześnie stali się ikonami muzyki pop, sprzedając setki milionów płyt na całym świecie. Dzisiejsze gwiazdy mogą tylko marzyć o nakładach, jakie osiągnęły płyty "Thriller", "Like A Virgin" czy "Purple Rain".

Michael Jackson

Wiadomo, artysta definiujący nie tylko lata 80., ale muzykę popularną w ogóle. W 1982 roku rozpoczął płytą "Thriller" erę nowoczesnej muzyki pop. Wyprodukowany przez Quincy Jonesa album stał się ponadczasowym wzorcem dla wykonawców, którym inspirują wszyscy: od księcia popu Justina Timberlake'a do księcia indie rocka Iana Browna.

Wracając do lat 80., to "Thriller" buzuje brzmieniami disco, synth-popem, cyber-funkiem, dance-popem, pop-rockiem, r'n'b, by wymienić pierwsze z brzegu gatunki. Tym samym tropem podążył następny: "Bad" z 1987 roku, importując rodzące się w drugiej połowie dekady brzmienie urban.

"Jacko" to jednak nie tylko muzyka. To dzięki niemu powstała kultura klipów muzycznych, kolejny element popkultury charakterystyczny dla lat 80. i rozwijającej się wtedy stacji MTV. A świat mógł zobaczyć najmodniejsze wówczas ubiory: czerwoną skórzaną kurtkę czy białe skarpetki noszone do czarnych butów ("Thriller").

To dzięki Jacksonowi do telewizji trafiła cała grupa czarnoskórych artystów, którzy wcześniej byli bojkotowani przez decydentów. Michael po prostu nie mógł zostać zignorowany. [Do posłuchania: "Thriller", 1982, nakład 110 milionów egzemplarzy]

Madonna

Artystka definiująca nie tylko lata 80., ale muzykę popularną w ogóle. Niestety, sama - w przeciwieństwie do "Jacko" i Prince'a - posiadająca nikły talent muzyczny, ale niepodważalną sceniczną charyzmę, zmysł i głowę do robienia kariery.

Dzięki jej chorobliwemu wręcz pędowi do sukcesu i ogromnemu nakładowi pracy, trafiła prawie z rynsztoka na sam szczyt. Muzyka dała jej wszystko, a ona brała z muzyki to, co było w danym czasie najświeższe i najmodniejsze. W pierwszej połowie lat 80. były to syntezatory i muzyka dyskotekowa.

Artystka miała jednak świadomość, że samymi przebojami nie trafi do zakładanych w planach milionów fanów, dlatego umiejętnie wykorzystała MTV, serwując od czasu do czasu skandalizujący klip (największe oburzenie wywołał oczywiście "Like A Prayer"). Ponadto nie zabrakło pożywki dla tabloidów: odważne wypowiedzi, liczne romanse i krzykliwy styl bycia - panna (wówczas) Ciccone wiedziała, w jaki sposób najszybciej dotrzeć na szczyt.

Należy jej się za to szacunek, także z tego powodu, że udało jej się na szczycie utrzymać przez bite trzy dekady - no i końca tej dominacji nie widać! To już jednak temat na zupełnie inną opowieść. [Do posłuchania: "Like A Virgin", 1984, nakład 21 milionów egzemplarzy]

Prince

Ogromny muzyczny talent i zarazem najbardziej poszukujący i najpłodniejszy artysta spośród wielkiej trójki lat 80. Muzyczna wyobraźnia Prince'a Rogersa Nelsona wybiegała daleko poza popowy kanon, sięgając do jazzu, funky, r'n'b, soulu, hip hopu, rocka, bluesa, nowej fali czy przede wszystkim psychodelii.

Prince pioniersko wdrażał w świat muzyki pop industrialnie wręcz brzmiące automaty perkusyjne i syntezatorowe riffy. Podobnie jak "Jacko", przełamywał muzyczne stereotypy, jednocząc czarne brzmienia z muzyką białych.

Aroganckim image wzbudzał kontrowersje większe niż Jackson i Madonna razem wzięci. Wyobrażacie sobie gwiazdora muzyki pop ubranego w szpilki, pończochy, majtki od bikini i narzucony na gołe ciało płaszcz (dżentelmeni z Army Of Lovers nie biorą udziału w konkursie...)? Tak właśnie prezentował się Prince we wczesnych latach 80.

Później jego stroje otumaniały barokowym wręcz przepychem. Poza tym nie było dla niego erotycznego tabu. Nagrywał piosenki o każdym rodzaju seksu (np. "Head" traktuje o seksie oralnym, "Automatic" o sado-macho, a "Darling Nikki" o nimfomanii).

Abstrahując od skandali, to "When The Doves Cry" po 25 latach wciąż uważany jest za najbardziej awangardowy singel w historii muzyki pop. I pomyśleć, że ten facet ma tylko 157 cm wzrostu... [Do posłuchania: "Purple Rain", 1984, nakład 20 milionów egzemplarzy]

Artur Wróblewski

Przeczytaj również:

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas