Violetta Villas odwoływała wójta
Pomimo złego stanu zdrowia artystka postanowiła przyjechać do lokalu wyborczego w Lewinie Kłódzkim i zagłosować za odwołaniem tamtejszego wójta.

Mieszkańcy Lewina Kłodzkiego (Dolnośląskie) z niepokojem obserwowali Violettę Villas (70 l.), która w niedzielę (30 listopada) przyszła zagłosować w referendum w sprawie odwołania wójta gminy, w której mieszka. Gwiazda była tak słaba, że nie mogła o własnych siłach wysiąść z samochodu i dojść do lokalu wyborczego - relacjonuje "Super Express".
"Muszę odpocząć, już nie mogę dalej iść" - mówiła Villas, która musiała pokonać ledwie kilka metrów z limuzyny do siedziby gminy, gdzie odbywało się głosowanie.
Widać było, że każdy krok sprawiał jej ogromną trudność. Wsparta na ramionach dwóch osób ledwo się poruszała - pisze bulwarówka.
"Nie wejdę tam, nie dam rady" - powiedziała, gdy dotarła do schodów prowadzących do lokalu wyborczego. Wprowadzona na górę musiała usiąść na korytarzu i odpocząć. Po dojściu do stołu, przy którym pobiera się karty do głosowania, też przysiadła.
"Jestem za odwołaniem wójta" - rzekła jedynie słabiutkim głosem.
Villas zaangażowała się w walkę o usunięcie wójta ze stanowiska po tym, jak odebrał jej dzierżawioną ziemię, na której stoi jej dom - przypomina "Super Express".
"Potrzebujemy 500 głosów, by odsunąć Bolesława Kędzierewicza" - powiedziała tabloidowi Elżbieta Budzyńska, przyjaciółka gwiazdy.
Czy mieszkańcy pójdą za głosem Villas? Wkrótce się okaże. Tymczasem wczoraj z niepokojem patrzyli na stan jej zdrowia. "To straszne, ona ledwo żyje" - komentowali.
Po wyjściu z budynku Villas nie miała siły odpowiadać na pytania dziennikarzy.
"Jestem zbyt zmęczona, przepraszam" - powiedziała i z trudem wsiadła do pożyczonego na tę okazję auta.
Pomimo ogromnego wysiłku, jaki piosenkarka musiała włożyć w dotarcie na referendum, do końca starała się zachować fason. Nie zrezygnowała nawet z butów na ogromnie wysokich obcasach - zdradza bulwarówka.