Varius Manx: Sentyment do Anity

- To cudowna sprawa - mówi Robert Janson, lider zespołu Varius Manx, o nawiązaniu współpracy z Anitą Lipnicką. Powrót do wspólnego tworzenia stał się możliwy dopiero po 16 latach!

Robert Janson podczas wywiadu dla INTERIA.PL
Robert Janson podczas wywiadu dla INTERIA.PL 

Nie, Anita Lipnicka nie wróciła do Varius Manx. Wokalistka napisała za to dwa teksty na nową płytę zespołu - "ELI", która ukazała się 21 marca. Lipnicka odpowiada za słowa do singlowego utworu "Przebudzenie" oraz do kompozycji "Jednym ruchem serca".

Robert Janson nie ukrywa sentymentu do czasów współpracy z charyzmatyczną wokalistką, które były jednocześnie latami świetności (i masowej popularności) Varius Manx. Zapytany o dwa najlepsze albumy zespołu, odpowiada bez wahania: "Emu" i "Elf". To dwie płyty nagrane właśnie z Lipnicką. Pochodzą z nich takie przeboje jak "Piosenka księżycowa", "Zanim zrozumiesz", "Zamigotał świat", "Tokyo" czy "Dlaczego ja".

Pomysł wykorzystania poetyckich talentów Lipnickiej wyszedł od Anny Józefiny Lubienieckiej, aktualnej wokalistki Varius Manx.

- Rozmawialiśmy z zespołem i Józia powiedziała, że uwielbia wręcz teksty Anity i byłaby zaszczycona, gdyby Anita napisała na nasz album jedną, dwie, może więcej piosenek. Stwierdziłem, że rzeczywiście - to byłoby cudowne. Zadzwoniłem do Anity i złożyłem jej taką propozycję. Ona wykonała tę "artystyczną czynność" z przyjemnością, za co jej bardzo dziękujemy - mówi Robert Janson w rozmowie z INTERIA.PL.

- Dla nas ma to wielkie znaczenie, również dla mnie osobiście. Po raz pierwszy od 1995 roku współpracowałem z Anitą, a ponadto dla Józi to wielkie szczęście. Dwa bardzo fajne, bardzo plastyczne teksty Anity znalazły się na tym albumie. Tak się złożyło, że pierwszy jest utworem singlowym, a drugi prawdopodobnie będzie drugim singlem - zdradza nam muzyk.

Kontakt się urwał

Z Robertem Jansonem spotkaliśmy się w podwarszawskiej siedzibie Sony Music. Dopiero w połowie wywiadu introwertyczny artysta zdecydował się śmielej wyjrzeć spod czapki z daszkiem.

Postanowiłem pociągnąć wątek byłych wokalistek Varius Manx i zapytałem o jego stosunki ze swoimi poprzednimi "podopiecznymi". Po chwili ciszy Janson odpowiedział:

- Mój kontakt z Kasią Stankiewicz urwał się dwa, trzy lata temu, ale zamierzam znowu do niej napisać. Z Anitą te kontakty zostały odnowione. Ale to nie na tym polega, że człowiek umawia się, wchodzi w życie osobiste drugiej osoby z butami, to zwykłe pytania o życie, czy też zapytania artystyczne. Z Moniką ostatnio nie mamy kontaktu.

Po prostu Józia

Lider Varius Manx nie może się nachwalić swojej czwartej już wokalistki. 23-letnia Anna Józefina Lubieniecka śpiewała w "Szansie na sukces", wygrała opolskie debiuty, a później występowała jako solistka u Piotra Rubika.

- Ania woli jak na nią się mówi Józefina, dlatego mówimy na nią Józia. Józia śpiewa naprawdę dojrzale. Ma wspaniałą barwę głosu, bardzo duże możliwości wokalne, myśli, jak śpiewa, co mi się bardzo podoba, ciekawie potrafi interpretować swoje piosenki - mówi nam Janson.

- Myślę, że te dwa bieguny - biegun dojrzałości mężczyzn po wielu przeżyciach i ta młoda osoba, która wchodzi w życie artystyczne, to ciekawy mariaż.

Okazuje się jednak, że w otoczeniu bardziej doświadczonych kolegów Józefina nie boi się tupnąć nogą.

Czytaj naszą recenzję albumu "ELI"

- To tupanie nogą to jej bunt, ale nie bunt nastolatki, tylko wypowiedzenie swojego zdania. I my to uszanowaliśmy. Mamy na tyle doświadczenia, że potrafimy się nie kłócić o drobne rzeczy. Ten artystyczny przekaz niejednokrotnie wywołuje burzę emocji - uważam, że niepotrzebnie. Życie niesie tyle dramatów, że małe spory powinny być tylko źródłem inspiracji.

Zobacz teledysk do singla "Przebudzenie":

"To hipokryzja"

Czy Roberta Jansona nęci wizja powrotu do masowej popularności z lat 90.? Czy to jest jeszcze możliwe?

- Byli już tacy artyści, którzy się zarzekali, że nie interesuje ich sława, a potem odbierali Fryderyki i dziś robią zupełnie inną muzykę niż wówczas, kiedy te słowa wypowiadali. Ja nie należę do tych ludzi, bo to hipokryzja - uważa nasz rozmówca.

- Miło jest wiedzieć, że człowiek, w tym co robi, się podoba. Jeżeli nasza płyta zdobędzie status złotej, platynowej będzie nam bardzo miło. Będziemy mieli świadomość, że znowu spodobaliśmy się szerszemu gronu odbiorców.

- Wydaje mi się, że czasy masowej sprzedaży płyt już nie wrócą, ze względu na nowinki techniczne i tak bardzo uszlachetnione, tak bardzo przez społeczeństwo akceptowane kopiowanie nagrań. Nielegalność legalna - tak bym to nazwał. Choćby z tego powodu nie można liczyć na setki tysięcy sprzedanych albumów.

Płyta z efektem "wow"? Madonna w 1998 roku

Robert Janson, może nie krytycznie, ale z pewną rezerwą obserwuja zjawiska na popowej scenie m.in. tłuste lata dla muzyki dance.

- Ostatnia płyta, która mnie zelektryzowała, to płyta "Ray Of Light" Madonny z 1998 roku. Od tamtej pory nie słyszałem czegoś rewolucyjnego, czegoś tak technicznie dobrego, co by mnie poraziło. Nie ma czegoś, po czym powiedziałbym "wow". A wtedy tak było. Wielki pan Orbit zrobił tamten album - szacunek.

- Myślę, że w ogóle muzyka powraca do przeszłości. Amy Winehouse to lata 60. Wielu wykonawców cofa się w lata 70. i 80., tu słyszymy o latach 90. To, co najpiękniejsze, już było - przekonuje Janson i wieszczy przełom:

- Muzyka światowa, w tym również polska, szuka swojego miejsca. Myślę, że ten nowy styl przyjdzie za dwa, trzy lata.

Polscy producenci? Nie ma

W odniesieniu do trendów w światowym show-biznesie zagadnęliśmy Jansona o losy uczestników tzw. talent shows ("Idol", "Mam talent", "X Factor" itd.). Jak to się dzieje, że młodzi wokaliści zawsze trafiają pod złe skrzydła i nagrywają - za przeproszeniem - popelinę?

- Uważam, że producentów w Polsce praktycznie nie ma. Wiele artystów uważa się za producentów. No cóż, na pewno czynią starania, osoby, które parają się produkcją płyt w Polsce, robią na pewno duże postępy, ale do jakości światowej to jest straszny dystans. Wynika on z wielu rzeczy. Nie tylko z finansów, ale też z bagażu doświadczeń. Tam ludzie rozpoczynają od noszenia paczek, potem są asystentami przy realizacji dźwięków, a potem sami stają się producentami.

- U nas zazwyczaj jest to dziełem przypadku. Był sobie muzyk, który zrobił "x" nagrań, komponował - troszeczkę gorzej już to komponowanie szło - i przy okazji postanowił zająć się produkcją. Na kilkudziesięciu producentów w tym kraju, 10 procent robi to z pasją.

- Czy z kompozytorami jest źle? To już nie do mnie należy ocena, bo sam nim jestem. Słuchacz nie jest głuchy, onieśmielony i zaślepiony wartościami z telewizji, prasy i radia, ma wybór.

- Najwięcej karier urodziło się w "Szansie na sukces", a nie w tych wszystkich programach, które mają obecnie miejsce. Podejrzewam, że będzie ich niedługo 100 albo 200 i obejrzymy tam pewnie te same osoby - łykające ogień, śpiewające do góry nogami - kręci głową Robert Janson.

Michał Michalak

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas