Sabrina Carpenter w trasie koncertowej. Nie wszyscy fani są zadowoleni

Dwudziestopięcioletnia wokalistka wydała swój szósty album w sierpniu i szybko wdarła się na szczyt popowych list przebojów. Pomogła w tym na pewno Taylor Swift, gdyż Carpenter uczestniczyła w "The Eras Tour" jako support gwiazdy. Teraz przyszedł czas na samą Sabrinę - piosenkarka rozpoczęła serię koncertów pod szyldem "Short n’ Sweet Tour", jednak nie wszyscy są zadowoleni z rezultatów.

To pierwsza tak duża trasa wokalistki
To pierwsza tak duża trasa wokalistkiChristopher Polk / ContributorGetty Images

Już w kwietniu tego roku Sabrina Carpenter zaczęła podsycać ciekawość fanów. Zapowiadała nową erę muzyczną, nawiązując do nazwy premierowego singla. Po opublikowaniu "Espresso" kariera wokalistki nabrała dynamicznego rozpędu. Utwór królował na TikToku i, już na początku kwietnia, został okrzyknięty hitem tegorocznego lata. Na fali sukcesu wydano kolejny singiel, zatytułowany "Please Please Please", który znacząco odbiegał od poprzednika w kontekście formy. Piosenka wyprodukowana przez Jacka Antonoffa przebiła sukces "Espresso", co wyniosło artystkę na wyższy level.

Premierę krążka "Short n' Sweet" ustalono na sierpień, a poprzedzić ją miał kolejny singiel. W teledysku do "Taste" do Sabriny dołączyła Jenna Ortega, która jeszcze bardziej podsyciła ciekawość słuchaczy. W klipie odegrały sceny z kultowego filmu "Ze śmiercią jej do twarzy" z 1992 roku, czym zjednały sobie serca fanów.

"Short n’ Sweet Tour" - hit czy rozczarowanie?

"Short n' Sweet" składa się z 12 utworów i trwa 36 minut. Openerem jest "Taste", czyli pomięta laurka, wystawiona byłej miłości. Poza singlami, fani szczególnie upodobali sobie "Good Graces" (porównywane z "Be My Baby" Ariany Grande), trendujące już na TikToku "Bed Chem", nawiązujące do filmu o tym samym tytule "Juno" czy chociażby zamykające krążek "Don’t Smile".

Pierwszym przystankiem na "Short n' Sweet Tour" było Ohio. Na pierwszy rzut oka widać, że młoda wokalistka, grając jako support, wzięła kilka lekcji od Taylor Swift i przełożyła je na swoje własne tournée. Świecące, burleskowe kostiumy, dynamiczna choreografia oraz urocze interludia uświetniały fanom wieczór, jednak nie obyło się bez słów krytyki.

Niektórzy internauci narzekają na stosunek cen biletów do długości trwania koncertu - za godzinę i 15-25 minut zabawy uczestnicy mieli zapłacić, w przełożeniu na polską walutę, około 300 złotych. Bilety te jednak szybko się rozeszły i aby wziąć udział w koncercie, trzeba było zapłacić do 1100 złotych. "To jest jakieś chore" - pisze zainteresowana koncertem fanka Sabriny.

Krótki i słodki koncert

Znaleźli się również obrońcy Sabriny, którzy podkreślali, że krótki album daje krótkie show, a wokalistka na fali popularności musi się cenić. "To chyba normalne" - napisała na portalu X jedna z fanek, żartując przy tym, aby narzekający spojrzeli na nazwę trasy i połączyli fakty. Warto zauważyć, że wraz z powiększeniem sławy, powiększył się również zespół artystki, któremu też należy zapłacić za wykonywanie technicznych usług. "Ceny są w porządku. Nie musicie kupować pakietów VIP. Poza tym, od kiedy to koncert trwający godzinę i dziesięć minut, promujący półgodzinny album, jest strasznie krótkim wydarzeniem?" - pytają fani. Jak przyznaje sama Sabrina, wokalistka chce się odciąć od swoich starszych albumów, a definiować swoją twórczość dwoma ostatnimi, czyli "email's i can't send" oraz "Short n' Sweet".

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas