Niezwykłe muzyczne rekordy
Na początku maja we Wrocławiu 4597. uczestników Thanks Jimi Festival zagrało razem utwór "Hey Joe". Rekord sprzed roku - 6346. gitarzystów! - nie został pobity, ale wciąż należy do Wrocławia. Jakie jeszcze muzyczne osiągnięcia znajdują się w annałach "Księgi Rekordów Guinessa"? Oto niektóre z nich.
Najdłuższy tytuł piosenki
W 1974 roku zespół Faces, w którym występowali Rod Stewart i Ronnie Wood, wydał singel "You Can Make Me Dance Sing Or Anything (Even Take The Dog For A Walk, Mend A Fuse, Fold Away The Ironing Board, Or Any Other Domestic Shortcomings)". Tytuł piosenki zawiera aż 115 liter. Świetnie musieli bawić się radiowi didżeje, zapowiadając ten utwór.
Uściślić należy, że "You Can Make Me Dance..." to piosenka o najdłuższej nazwie spośród wszystkich notowanych na oficjalnych listach przebojów (dotarła na 12. miejsce brytyjskiego zestawienia). W sieci można natknąć się na jeszcze dłuższe tytuły, z litości dla czytelników nie będziemy w całości przytaczać, co takiego wymyślił zespół Rednex, a także Christine Lavin.
Najniżej umiejscowiony koncert
Gruzińsko-brytyjska wokalistka Katie Melua wystąpiła w 2006 roku 303 metry pod ziemią - a raczej pod powierzchnią Morza Północnego - dla 20 pracowników norweskiej platformy wiertniczej. Melua śpiewała przez pół godziny, posłuchać jej mogli ci robotnicy, którzy wygrali wejściówki podczas zorganizowanego kilka dni wcześniej losowania.
Najpopularniejszy album latynoskiego artysty
Płyta "Supernatural" urodzonego w Meksyku Carlosa Santany rozeszła się w 25 milionach egzemplarzy na całym świecie. Album ukazał się w 1999 roku i zawiera takie przeboje jak "Maria Maria" czy "Corazon Espinado".
Najdłuższy koncert
Alex Carlin, kalifornijski gitarzysta mieszkający w Krakowie, grał w pubie w Radomsku przez 32 godziny. W tym czasie wykonał blisko 500 piosenek, z czego większość to utwory z repertuaru Beatlesów. Co ciekawe, do pobicia rekordu wystarczyłoby mu 27 godzin, ale grało się Alexowi na tyle dobrze, że poprawił ten wynik o kolejnych pięć. Muzyk zdradził, że kryzys przeżywał w okolicach 12. godziny grania. Później już było z górki.
Najszybszy skrzypek świata
Brytyjski muzyk Ben Lee, członek duetu Fuse, w kwietniu 2010 roku, wykonując utwór "Lot trzmiela" Nikołaja Rimskiego-Korsakowa osiągnął zawrotne tempo 13 nut na sekundę. Na scenie towarzyszyła mu partnerka z Fuse - Linzi Stoppard.
Zobacz wyczyn Bena Lee:
Najczęściej na listach przebojów
Król rock and rolla, Elvis Presley, spędził łącznie 1155 tygodni na brytyjskiej liście przebojów radia BBC (absolutny rekord). 17 piosenek Elvisa dotarło na sam szczyt wyspiarskiego zestawienia (tyle samo numerów jeden mają na koncie The Beatles). Z kolei na 1. miejscu amerykańskiej listy Król figurował łącznie przez 79 tygodni (Beatlesi - 59). Pierwszym hitem Elvisa była piosenka "Heartbreak Hotel" z 1956 roku.
Najwyższy kontrakt reklamowy
Michael Jackson otrzymał 12 milionów dolarów za cztery telewizyjne reklamówki Pepsi Coli. Dziś najbardziej intratne umowy podpisują (aktywni lub byli) sportowcy - Cristiano Ronaldo, Kobe Bryant, David Beckham, Michael Schumacher, Michael Jordan, Roger Federer, do niedawna także Tiger Woods.
Najlepiej zarabiający girslband
W 1998 roku członkinie Spice Girls zarobiły łącznie 29,6 mln funtów. Żadnej z wokalistek nie udało się samodzielnie powtórzyć sukcesu grupy, choć popularnością cieszyły się solowe piosenki Mel C i Geri Halliwell. Victoria Beckham dziś znana jest z bycia żoną Davida Beckhama, choć jeszcze dekadę temu było dokładnie na odwrót - to Beckham był tym mniej popularnym ogniwem związku.
Najszybciej rapujący MC
Hiszpański hiphopowiec Chojin (Domingo Edjang Moreno) w 2008 roku w Madrycie wyrzucił z siebie 921 sylab w minutę.
Zobacz popis Chojina:
Najwyżej zlicytowana kreacja
Geri Halliwell podczas gali Brit Awards w 1997 roku miała na sobie kostium sprzedany później na aukcji za 41 tysięcy funtów. Kreacja kończąca się w połowie majtek była wielką, brytyjską flagą. Później Spice Girls wielokrotnie posługiwały się brytyjską symboliką.
Tych imponujących, zabawnych czy po prostu ciekawych osiągnięć jest oczywiście dużo więcej. Przy niektórych pukamy się w głowę, zadając sobie pytanie o sens takich wyzwań, innym razem kiwamy tymi samymi głowami z uznaniem. Posiadacze rekordów mają pełne prawo być z siebie dumni, z pewnością przejdą do historii.
Ale czy my mamy prawo wartościować te rekordy? Oddzielać kuglarzy od artystów, którzy uwiedli miliony? Spójrzmy na to tak: czy Chojin wolałby być Eminemem, czy może Eminem Chojinem? Pytanie wydaje się retoryczne.
Michał Michalak