Lekarze dawali mu kilka dni życia
Piosenkarz Robin Gibb wybudził się ze śpiączki. Wokalista znany z zespołu Bee Gees był w stanie krytycznym, a lekarze dawali mu kilka dni życia.
62-letni Robin Gibb od dłuższego czasu zmagał się z rakiem wątroby. Gdy wydawało się, że choroba ustępuje, u wokalisty zdiagnozowano kolejny nowotwór.
Co gorsza, przebywający w szpitalu artysta zachorował na zapalenie płuc i w zeszłym tygodniu zapadł w śpiączkę. Stan Robina Gibba określano jako krytyczny, a lekarze poinformowali żonę artysty Dwinę, że jej mąż najprawdopodobniej ma przed sobą jedynie kilka dni życia.
"Prognozy były bardzo złe. Wszystko wskazywało na to, że zdrowie Robina tak bardzo podupadło, iż nie będziemy w stanie mu pomóc" - komentuje na łamach "The Sun" doktor Andrew Thillainayagam.
Pomimo tego w niedzielę (22 kwietnia) Robin Gibb wybudził się ze śpiączki, a lekarze są pozytywnie zaskoczeni stanem zdrowia piosenkarza.
"Musimy złożyć hołd żelaznej woli życia i głębokim pokładom siły, które drzemią w Robinie i dzięki którym przezwyciężył negatywne prognozy" - zaznaczył lekarz.
Przy chorym nieustannie czuwała jego małżonka Dwina oraz dzieci Robin-John, Spencer i Melissa. Brata w szpitalu odwiedził również wokalista Barry Gibb.
"Przed Robinem jeszcze długa i niepewna droga do pełnego wyzdrowienia. To dla mnie honor, że mogę opiekować się tak niesamowitym człowiekiem" - dodał doktor Andrew Thillainayagam.