Reklama

Krzysztof Krawczyk: Warto żyć!

Polska odpowiedź na płytę "Viva La Vida..." zespołu Coldplay? Jeśli chodzi o przesłanie - jak najbardziej!

We wtorek, 20 stycznia, ukazała się płyta "Warto żyć" Krzysztofa Krawczyka, album opowiadający w wielu miejscach o cierpieniu, o grzechu, a jednocześnie będący pochwałą życia.

Podobnie było z dziełem Brytyjczyków z Coldplay. Chrisa Martina, lidera grupy, zainspirowała historia meksykańskiej malarki Fridy Kahlo, która przez całe dorosłe życie cierpiała na chroniczny ból kręgosłupa. Mimo tego potrafiła na jednym ze swoich obrazów namalować sentencję "Viva La Vida!" ("niech żyje życie"). Ta historia tak bardzo poruszyła Martina, że uczynił jej morał motywem przewodnim albumu "Viva La Vida Or Death And All His Friends", najpopularniejszego na świecie w 2008 roku. Czy wpisujący się w tę pochwałę życia Krzysztof Krawczyk również skazany jest na sukces?

Reklama

Nie trzeba być hazardzistą, żeby już teraz stwierdzić, że... tak! Ostatnie studyjne albumy Krawczyka - "Tacy samotni" z 2006 roku, "To, co w życiu ważne" z 2004 roku, "...bo marzę i śnię" z 2002 roku oraz "Daj mi drugie życie" z 2001 roku - wszystkie pokryły się Platyną!

Singlem promującym najnowsze wydawnictwo w dorobku multiplatynowego Krawczyka wybrano tytułowy utwór (zobacz teledysk).

- Śpiewam o rzeczach, które sam przeżyłem. Impulsem do powstania albumu "Warto żyć", takim punktem wyjścia była piosenka "Warto żyć". Opowiada ona historię kobiety, matki rodziny, która zachorowała na raka. Mąż i dzieci są w rozpaczy. Wszyscy się liczą z tym, że może umrzeć. Jest to podane bardzo poetycko. Okazuje się, że ona zwycięża z chorobą, wraca radość, słońce, jest dużo wzruszeń - opowiada Krzysztof Krawczyk portalowi INTERIA.PL.

- Trochę to nawiązuje do mojego wypadku, po którym ciężko zachorowałem, miałem stan przedzawałowy. Leżałem wiele miesięcy ze zdrutowaną szczęką, przez którą wpychano mi jedzenie. Pewnego dnia, kiedy pielęgniarki włożyły mnie do wanny, zdałem sobie z pewnych rzeczy sprawę - to, że możemy na co dzień oddychać świeżym powietrzem, to, że możemy oglądać świat, który nas otacza, możemy patrzeć na zwierzęta, na ukochane osoby, być z nimi, to wszystko jest takie niezauważalne! Kiedy tego nie ma, dopiero się widzi, jaką to ma ogromną wagę. Ta płyta mówi o tym, że gdybyśmy każdy dzień traktowali jako nasz ostatni, mielibyśmy raj na ziemi.

Płyta "Warto żyć" nagrywana była przez wiele lat, również w trakcie prac nad wspomnianymi wyżej, innymi albumami.

- Postanowiliśmy nie używać tych wszystkich "plastikowych" rzeczy. Grają żywe instrumenty, na każdym z nich gra człowiek, nie komputer, śpiewa chór, który jest świetnie aranżowany... Płytę nagraliśmy w Olsztynie. Namówił mnie na nią Norbi i jego menadżer. Bardzo długo ją składaliśmy. Ciągle było coś ważniejszego - a to Bregovic, a to Smolik... Na "Warto żyć" próbuję pokazać, że potrafię śpiewać rzeczy trudniejsze. Chciałem między innymi nawiązać do wokalu Presleya. Oczywiście, nikt nie jest w stanie śpiewać tak jak on, wykorzystałem jedynie kilka jego tricków wokalnych - zdradza Krzysztof Krawczyk.

Piosenkarz podkreśla, że jednym z większych atutów brzmieniowych albumu będzie chór.

- Zachwycam się chórami. Dzisiaj się tego zbyt często nie nagrywa. Choćby ze względów ekonomicznych. Nagrywa się dwie, trzy osoby, a potem robi się z nich ze 30. U mnie jest nie tylko chór, u mnie na smyczkach gra 14 osób! - chwali się Krawczyk.

Jeśli chodzi o teksty piosenek, to śmiało można postawić tezę, że jest to najbardziej osobisty album w dorobku artysty.

- Po raz pierwszy zdecydowałem się zaśpiewać o swoim wielkim grzechu. "W twoich oczach ją widzę - mej zdrady się wstydzę". Ta rana jest nieuleczalna. Przez długie lata byłem poligamistą - wyznaje piosenkarz w rozmowie z naszym portalem, zaznaczając jednocześnie, że jego żona Ewa to najlepsze, co mogło mu się w życiu przytrafić. W wywiadach często nazywa ją swoim aniołem stróżem.

Krawczyk, śpiewając o swoich bolesnych doświadczeniach, za każdym razem zdaje się podkreślać: warto żyć! Choćby nie wiadomo jak gorzki utwór napisał, zawsze doszukamy się tam nutki nadziei i radości. I taki właśnie jest Krzysztof Krawczyk.

- Tak jak czasami wracam z koncertów, widzę rozgwieżdżone niebo, widzę mój piękny, mały, wcale nie tak bogaty domek, wyglądający jak zrobiony z piernika, patrzę w niebo i mówię: "Dziękuję, że mogę poczuć się jak Alicja w Krainie Czarów". Kiedy puszczam muzykę, Rachmaninowa, Mozarta, widzę - może już kompletnie upadłem na głowę - ale widzę, jak przyroda, te brzozy, ta trawa tańczą w rytm muzyki.

Z Krzysztofem Krawczykiem rozmawiał Michał Michalak.

Zwierzenia Krzysztofa Krawczyka, nowe utwory, materiały video, galerie - zobacz nasz raport specjalny!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: przesłanie | odpowiedź | chór | Coldplay | życia | Krzysztof Krawczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy