Reklama

Houston: Opętany przez diabła

Był jednym z wielu wokalistów w branży, cieszących się sławą tylko przez krótką chwilę. Jednak jego historia kończy się dużo tragiczniej niż pozostałych próbujących zrobić karierę w muzyce.

Houston, a dokładniej ujmując Houston Edward Summers był na początku XXI wieku kolejną początkującą gwiazdką, która podpisała kontrakt z dużą wytwórnią. Przed podpisaniem umowy z poważnym graczem na rynku Summers uczęszczał do jednej ze szkół muzycznych w Los Angeles. Jedno z nagrań, na którym śpiewa, trafiło do Capitol Records.

Label długo nie czekał i postanowił podpisać kontrakt z młodym wokalistą. Kariera Houstona rozkręcała się powoli, a artysta mógł zapisać na swoim koncie pierwsze sukcesy. Wydany w 2004 roku album "It's Already Written" uzyskał status złotej płyty oraz uplasował się na 14. miejscu listy najlepiej sprzedających się wydawnictw "Billboardu".

Reklama

Popularność wokaliście przyniósł singel "I Like That" z gościnnym udziałem Chingy'ego, Nate Dogga oraz I-20. Utwór dotarł na trzecie miejsce najpopularniejszych utworów r'n'b/hip hop w Stanach. Przebój święcił też sukcesy na listach w Wielkiej Brytanii, Francji, Włoszech i Australii.

Niezłe widoki na przyszłość (Houston wydał dopiero jedną płytę) przerwał tragiczny incydent z 2005 roku. Przed koncertem w Londynie wokalista doznał załamania nerwowego i próbował popełnić samobójstwo, skacząc z okna. Widzący to ochroniarze zapobiegli skokowi, jednak nie mogli przewidzieć co stanie się chwilę później. Artysta postanowił bowiem wydłubać sobie oko plastikowym widelcem.


Gdy ludzie z otoczenia znaleźli nieprzytomnego wokalistę, natychmiast powiadomili odpowiednie służby. Artysta w trakcie całego zdarzenia miał być pod wpływem PCP. Następnie przez 2 tygodnie przebywał na odwyku.

Sensacji na temat Houstona w tamtym czasie nie było końca. Kilka dnia po całym wydarzeniu ochroniarz, który znalazł wokalistę, miał zdradzić, że Summers mówił coś o opętaniu przez szatana. Inna wersja mówiła o kontaktach artysty z mafią, a utrata oka miała być jej rewanżem.

Plotki rozwiał sam poszkodowany. W oficjalnym oświadczeniu można było przeczytać, że znalazł się on w centrum walki z siłami zła, których w przemyśle rozrywkowym jest mnóstwo, a wychowany w katolickiej wierze z trudem dawał sobie radę.

Co ciekawe Houston znalazł sprzymierzeńców, a jednym z nich był Buschwick Bill, czarnoskóry raper, który w 1991 roku o mało nie zginął z ręki swojej dziewczyny (zachęcił ją pod wpływem narkotyków do wspólnego samobójstwa). Stwierdził on, że sława czyni z ludzi szaleńców.

Wokalista po powrocie do życia przeprosił swoich fanów za to, co się wydarzyło oraz zapowiedział nowe utwory. Lata mijały, a te jednak w dalszym ciągu się nie pojawiały. W 2008 roku wokalista udzielił wywiadu telewizji internetowej, w którym oświadczył, iż dołączył do akcji przeciw przemocy seksualnej w więzieniach. W tym samym roku światło dzienne ujrzały dwa niepublikowane utwory wokalisty ("Faded", "So Fine"), jednak nie odbiły się one szerszym echem.


Amerykanin został zapomniany przez opinię publiczną (chociaż na jego powrót ciągle liczą najbardziej oddani fani), a jedynym z nielicznych momentów, gdy przypominał o sobie szerszemu gronu , było zatrzymanie go przez policję za prowadzenie samochodu pod wpływem narkotyków.

Wydawać się może, że sława i pieniądze pociągnęły chłopaka z zadatkami na gwiazdę na dno, jednak w tym przypadku trzeba chyba mówić o przypadku osoby z zaburzeniami psychicznymi, które ujawniły się dopiero w momencie startu jego kariery.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: houston
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy