Dwie puste butelki

W drugą rocznicę śmierci Amy Winehouse przybliżamy ostatnie miesiące, tygodnie, dni i godziny życia brytyjskiej artystki. Były to miesiące, tygodnie, dni i godziny ze wszech miar smutne i żałosne. Amy dotknęła dna i już nie wstała. Jej genialnego głosu nie zapomnimy nigdy.

Amy Winehouse nie potrafiła oprzeć się swoim słabościom (fot. Carlos Alvarez)
Amy Winehouse nie potrafiła oprzeć się swoim słabościom (fot. Carlos Alvarez)Getty Images/Flash Press Media

Amy Winehouse (1983 - 2011)

Brytyjska wokalistka została znaleziona martwa w swoim mieszkaniu w Londynie. Miała 27 lat. Po rewelacyjnym albumie "Back To Black" z 2006 roku sympatycy wielkiego talentu piosenkarki z niecierpliwością czekali na jej kolejne wydawnictwo. Wielokrotnie ogłaszano, że Amy zabierze się za nowy album "lada moment". Niestety, śmierć artystki sprawiła, że jej dyskografia zamknie się na dwóch płytach: "Frank" i "Back To Black".

fot. Chris JacksonGetty Images/Flash Press Media
fot. Dan KitwoodGetty Images/Flash Press Media
fot. Gareth DaviesGetty Images/Flash Press Media
fot. Carlos AlvarezGetty Images/Flash Press Media
fot. Gareth CattermoleGetty Images/Flash Press Media
fot. Gareth CattermoleGetty Images/Flash Press Media

Amy Winehouse odeszła w wieku 27 lat, podobnie jak Kurt Cobain, Janis Joplin czy Jim Morrison.

Oto wydarzenia, które przed dwoma laty doprowadziły do śmierci wokalistki.

11 lutego 2011 r.

Dubaj. Amy nie śpiewa, tylko bełkocze. Odpadają jej tipsy. Amy schyla się i zaczyna ich szukać. Jest rozkojarzona i się chwieje. Po trzech utworach publiczność ma dość. Rozlegają się gwizdy i buczenie. Wokalista z chórku przejmuje mikrofon i nakazuje Amy się zamknąć. Publiczność klaszcze. Upokorzona gwiazda przerywa koncert i schodzi ze sceny.

Marzec 2011 r.

Amy udziela ostatniego w swoim życiu wywiadu: "Chciałabym doskonalić się w grze na gitarze i na trąbce. Gram na wielu instrumentach poprawnie, ale nie bardzo dobrze. Granie na instrumencie czyni cię lepszym wokalistą. Im więcej grasz, tym lepiej śpiewasz; im więcej śpiewasz, tym lepiej grasz".

3 czerwca 2011 r.

Amy i jej kok wychodzą z odwyku. Chris Goodman, rzecznik artystki: Amy czuje się fantastycznie i nie może doczekać się trasy koncertowej.

17 czerwca 2011 r.

Dzień do koncertu w Belgradzie. To ma być powrót Amy na właściwe tory. Menedżerowie wokalistki usuwają z jej hotelowego pokoju wszelki alkohol.

18 czerwca 2011 r.

Podczas występu w Belgradzie Amy ledwo trzyma się na nogach. Podobno siłą wypchnięto ją na scenę. Co chwilę z niej jednak schodzi, jakby chciała uciec, ale nie mogła. W pewnym momencie potyka się i upada. Publiczność gwiżdże. "Katastrofa!" - krzyczy prasa.

21 czerwca 2011 r.

Amy odwołuje swoją trasę koncertową, w tym występ w Bydgoszczy. "Znów zniknie ze sceny i może jej nie być przez długie lata" - prorokuje rozmówca bulwarówki "The Sun". Otoczenie ponownie za uszy chce zaciągnąć Amy na odwyk.

Początek lipca

Północny Londyn. Camden. Amy zamyka się w swoim domu i upija do nieprzytomności. Raz, drugi i trzeci.

Początek lipca

Amy najbardziej lubi białe wino, czerwonym też nie pogardzi, ale żeby było szybciej, często sięga po wódkę.

Początek lipca

Amy wygląda przez okno. Pod jej domem niezmiennie wartę pełnią paparazzi.

Początek lipca

Przyjaciel Amy: "Z powodu alkoholu zupełnie straciła poczucie czasu. Nie odróżniała dnia od nocy, nie odróżniała dni tygodnia. Odwiedziłem ją pewnego popołudnia w domu i znalazłem Amy śpiącą na podłodze w kuchni. Musiałem zanieść ją do łóżka".

Połowa lipca

Nie pije już od kilku dni. Kilka dni zmienia się w dwa tygodnie. Narkotyki? Od dawna już nic nie bierze. Prasa później wmawia wszystkim, że to ecstasy ją zabiło. Zaćpała się na śmierć - wyrokują tabloidy. Ale to nieprawda.

20 lipca 2011 r.

Amy pojawia się gościnnie na koncercie swojej córki chrzestnej, Dionne Bromfield. Młoda wokalistka jest poruszona, cieszy się jak dziecko - którym jest. Amy, choć na scenie, nie śpiewa ani jednej nuty. Rusza się jedynie w takt muzyki.

20 lipca 2011 r.

Po koncercie Dionne Amy przerywa dwutygodniową abstynencję. Będzie piła aż do śmierci.

22 lipca 2011 r.

W Londynie 15 stopni, więc jak na lipiec wcale nie tak ciepło. Trochę pada. Amy wyciąga z lodówki dwie butelki wódki. Idzie z nimi do łóżka, gdzie, pociągając z gwinta, ogląda w internecie filmiki z własnymi występami.

23 lipca 2011 r.

O drugiej w nocy ochroniarz Amy sprawdza, czy z wokalistką wszystko w porządku. Ta słucha muzyki, ogląda telewizję i głośno się śmieje. A więc w porządku.

O 10 nad ranem ochroniarz bezskutecznie próbuje obudzić piosenkarkę. Nie pierwszy raz. Amy często spała jak zabita po całonocnym piciu.

Tym razem spała jak zabita w sensie najbardziej dosłownym z możliwych.

O 15 ochroniarz zauważa, że Amy leży w tej samej pozycji co rano. Wygląda jakoś blado. Zaniepokojony znów próbuje ją obudzić. Amy jest zimna, nie oddycha, nie ma pulsu.

Koroner: Amy Winehouse zmarła wskutek spożycia zbyt dużej ilości alkoholu. We krwi miała cztery promile.

Jak ustalono, śmierć artystki była spokojna. Można by napisać "błoga", gdyby nie to, że mówimy o śmierci. Amy po prostu zasnęła i już się nie obudziła.

Obok łóżka leżały dwie puste butelki po wódce.

Michał Michalak

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas