Autor grzmiał o bluźnierstwie. Tak mógł wyglądać kultowy "Władca Pierścieni"
Zespół The Beatles, zmienił oblicze popkultury, a mógł równie dobrze wpłynąć na świat filmowy. Gdyby tylko otrzymali zielone światło od Tolkiena, ich plan realizacji "Władcy Pierścieni" zapisałby się z pewnością w historii X muzy.
Po sukcesach filmów "A Hard Day’s Night" i "Help!", w których wcieleli się w samych siebie, słynna "czwórka z Liverpoolu" miała pomysł, by wcielić się w słynne postacie ze Śródziemia. W 1960 roku rozważali ekranizację "Władcy Pierścieni" J.R.R. Tolkiena, jednak projekt nigdy nie doszedł do skutku.
Pomysł przeniesienia "Władcy Pierścieni" na duży ekran zrodził się z inicjatywy Denisa O’Della, producenta Apple Films. John Lennon, zafascynowany twórczością Tolkiena, miał szczególnie zainteresować się tym projektem. Zespół miał już określone role: Lennon wcieliłby się w Golluma, Paul McCartney w Froda, George Harrison w Gandalfa, a Ringo Starr w Sama.
Błyskotliwy pomysł, który mógł przyciągnąć uwagę zarówno fanów zespołu, jak i miłośników literatury, czy przepis na niezapomnianą, żenującą klapę? Tego się nie dowiemy.
Wiele jednak wskazywało, że "Władna Pierścieni" z The Beatles w obsadzie mógłby być arcydziełem, gdyż za reżyserię filmu miał odpowiadać Stanley Kubrick.
Twórca jednak odrzucił propozycję, uważając, że materiał jest "nieprzekładalny na film". Najważniejszą przeszkodą okazał się jednak sam autor książki - J.R.R. Tolkien. Pisarz uznał pomysł z bluźnierstwo, nie zgodził się na przekazanie praw autorskich, blokując tym samym jakąkolwiek możliwość realizacji projektu przez Beatlesów.
Mimo niepowodzenia projektu z Kubrickiem, nie zaprzestano prób adaptacji "Władcy Pierścieni". Na przestrzeni lat pojawiały się inne propozycje, w tym wersja Disneya, która jednak nigdy nie doczekała się realizacji. Ostatecznie trylogia doczekała się kilku adaptacji - w tym swej najsłynniejszej w reżyserii Petera Jacksona.