Artystów lansuje dziś mowa-trawa
Słowa takie jak "kultowy", "alternatywa", "rekord" albo "kontrowersyjny" są dziś jedynie promocyjnymi kliszami, odartymi z jakichkolwiek znaczeń. Gdy wczytamy się w materiały reklamujące muzycznych wykonawców, możemy dojść do wniosku, że ktoś robi sobie żarty z języka. Albo z nas.
Joseph Goebbels mówił o kłamstwie powtarzanym tyle razy, że staje się prawdą. W przypadku show-biznesowej paplaniny możemy mówić o zwrotach powtarzanych tyle razy, że stają się nic nieznaczącą wydmuszką.
Przedstawiamy zestawienie najmodniejszych sformułowań stosowanych do promowania muzycznych wykonawców.
Bije wszelkie rekordy
Za każdym razem, gdy czytam PR-ową notkę o artyście, który "bije wszelkie rekordy" sprzedaży/popularności etc., mam ochotę zapytać: ale który konkretnie rekord został pobity? Wystarczy, że ktoś znajdzie się na szczycie listy bestsellerów albo ma dużo odtworzeń na YouTube, już słyszymy o biciu rekordów.
W maju ubiegłego roku osłupiałem czytając, że Gosia Andrzejewicz bije wszelkie rekordy popularności dlatego, że jej singla posłuchało w internecie 7 tysięcy ludzi. Przecież o sprinterze, który przebiegł setkę w 12 sekund, nie powiemy, że pobił jakiś rekord, a już na pewno nie powiemy, że pobił... wszelkie rekordy.
Kultowy
Mieliście już tak, że widzicie tytuł ze słowem "kultowy", zaglądacie i okazuje się, że nie macie bladego pojęcia o kogo chodzi? No właśnie. "Ikoną" zostaje dziś artysta niekoniecznie znany, ale ceniony w pewnych kręgach. Choć "kultowy" według słowników to m.in. synonim osoby uwielbianej, trudno zupełnie zignorować kwestię skali. Jeżeli uwielbiam grę na basie mojego znajomego i inni jego przyjaciele też są pełni uznania, nie znaczy to, że z miejsca staje się on kultowy, prawda?
Niedawno wyczytałem w materiałach promocyjnych, że kultowy jest już nawet zespół Akurat. Nieźle. Gratulacje.
Osobisty
Dziś każdy wydaje album "najbardziej osobisty w jego dorobku". Czasami pojawia się nawet określenie "intymny". Można odnieść wrażenie, że artysta, który nie nagrywa najbardziej osobistego albumu w swoim dorobku, jest jakiś dziwny. Nie trzeba się wcale starać, żeby płyta taka była - wystarczy jeden wers o złamanym sercu, jeden tekst o charakterze pościelowym, może być też coś o rozpaczy, wściekłości, myślach samobójczych. Ale nie musi. Niech się tej intymności doszukują fani i krytycy, to już nie jest problem artysty.
Indie
Złośliwi śmieją się, że dziś wszystko jest indie. Gdy zakładasz zespół i mówisz, że grasz rocka, jesteś staroświecki, może nawet obciachowy. Zapamiętaj - grasz indie rocka, a więc rocka niezależnego. Kiedyś podobno indie rock miał jakieś cechy, były kryteria mówiące: ci grają indie rocka, ale tamci już nie. Dziś każdy może sobie dumnie przypiąć do piersi modną etykietkę "indie".
Alternatywa
Alternatywa wobec czego, chciałoby się zapytać? Wobec głównego nurtu? Ale co w sytuacji, gdy alternatywa jest równie popularna, co muzyka popowa? Pójdźmy dalej - co sądzić o sytuacji, w której alternatywny artysta jest bardziej popularny niż popowy? Wtedy ten popowy staje się alternatywny w stosunku do alternatywnego.
Dobrym przykładem miałkości sformułowania "muzyka alternatywna" jest zespół Coldplay, który debiutował jako alternatywny, a kilka lat później zaczął być uważany za popowy, mimo że przez trzy płyty ich muzyka nie podlegała rewolucyjnym zmianom. Jeżeli zaś przyjmiemy kryterium popularności, zakwestionujemy alternatywę jako rodzinę określonych gatunków muzycznych. I bądź tu mądry.
Kontrowersyjny
Dziś kontrowersyjni są Lily Allen, Pete Doherty, Amy Winehouse czy Noel Gallagher. Wystarczy chlapnąć coś od serca, wciągnąć ścieżkę koki, upić się do nieprzytomności, powiedzieć brzydkie słowo. Kontrowersje to, zdaniem niektórych menedżerów, być albo nie być dla ich podopiecznego. Nie jesteś kontrowersyjny to znaczy, że jesteś nudny. W Polsce za kontrowersyjną uchodzi nawet dziewczyna Nergala, która też próbuje śpiewać. Wystarczy, że wbije się w lateksowe wdzianko, powie o dwa słowa za dużo i już mamy "skandal", którym tabloidy żyją przez tydzień.
Zmierzch
Od kiedy popularny stał się "Zmierzch", modne stało się podpinanie artysty do wampirów. Timbaland promował swój nowy singel "Morning After Dark" nawiązaniami do "Zmierzchu" w teledysku do tej piosenki. Wykonawcy, którzy kojarzeni są z tym kultowym (he, he) filmem, nagle zyskują na popularności. Tak było z grupą Paramore - wystarczyło, że utwór "Decode" wykorzystano do promocji pierwszej części obrazu, popularność zespołu mierzona w liczbie sprzedanych płyt czy singli skoczyła o kilkaset procent!
Obecnie gwarantem komercyjnego sukcesu artysty jest wymienienie go w kontekście "Zmierzchu" czy wampirów. Menedżmenty wykonawców z pewnością zabijają się, by umieścić podopiecznych na składance promującej kolejny film z cyklu.
Fenomen "Zmierzchu" ma też konsekwencje językowo-skojarzeniowe, inaczej nie znalazłby się na liście. Dziś wampir jest synonimem zabójczo przystojnego (tak mówią) Roberta Pattinsona, a nie przerażającej bestii z legend.
Epicki
Ulubione słowo metalowców. Ma oznaczać rozmach i monumentalność. I pewnie oznaczałoby, gdyby nie fakt, że co druga płyta jest oceniana jako epicka.
Glam pop
Uwaga, ten zwrot jeszcze nie jest modny, ale Maja Sablewska - menedżerka Mariny Łuczenko - usilnie stara się, by taki był. To rzekomo nowy gatunek muzyczny zapoczątkowany przez Lady GaGę, kontynuowany przez Ke$hę i Marinę właśnie. Chodzi generalnie o zadziorny pop plus przebieranki. O muzykę, w której równie ważnym aspektem co nuty jest warstwa wizualna - scenografia, kreacje, makijaż itp. Tylko czy założenie przez Marinę Łuczenko wielkich, mysich uszu od razu oznacza, że mamy do czynienia z nową gałęzią muzyki?
Nie apelujemy o ratowanie języka przed pozbawieniem go znaczeń. Płowienie popularnych zwrotów ma miejsce od dawna, wystarczy spojrzeć na pełen klisz język dziennikarstwa sportowego. Ważne, by znaleźli się tacy, którzy w miejsce tych wypłowiałych zaproponują słowa nowe, świeże, soczyste.
Michał Michalak